001. Kulawizna u ogiera Crazy Spirit - 19.05.2017

Karen! Kareeeeeen!
Dziewczyna z przerażeniem wyleciała z domu na dźwięk głosu Błażeja pełnego zgrozy.
Co się dzieje?!
Coś... coś złego! Coś nie tak ze Spiritem! Szybko!
Chłopak ledwo zipiąc rzucił się z powrotem w kierunku stajni, a spanikowana Karen pobiegła za nim co sił w nogach. W głowie miała już tysiąc czarnych scenariuszy.
Para wbiegła z hukiem do boksu ogiera, a oczom dziewczyny ukazał się...
Ale przecież on tylko przeżuwa żarcie... - spojrzała pytająco na Błażeja.
Ale przed chwilą sprowadzałem go z pastwiska!
Noo... i co?
No i kuleje!
Spirit ze spokojem żuł obiad i zdawał się mieć gdzieś cały świat i dwójkę ludzi patrzących na niego z niepokojem. Zastrzygł uszami i przymknął oczy. Karen przerwała mu ten błogi stan i chwyciła za kantar, żeby wyprowadzić ogiera z boksu. Przeprowadziła go kawałek w jedną i w drugą stronę.
Faktycznie... - zamruczała pod nosem. - Trochę utyka.
No właśnie! No i przyprowadziłem go, no i zauważyłem po drodze, że no coś jest nie tak, no bo on tak kulał i w ogóle, no ale sprawdziłem nogę i nic nie widzę, no i nie wiem co się dzieje, a przecież...
Uspoooookój się, człowieku – Karen przerwała Błażejowi monolog wyrzucony na jednym oddechu. - Zadzwonimy do Zafiry i zobaczymy.
Do Zafiry?
Tak, zatrudniłam ją ostatnio. Na pewno się ucieszy z tak szybkiej interwencji!


Telefon od Karen trochę mnie zaskoczył, bo nie spodziewałam się, że w tak krótkim czasie znajdzie się coś dla mnie do roboty. Nie zwlekając długo ruszyłam do Any Win na swój pierwszy dzień w pracy, który miał być dla mnie prawdziwym chrztem bojowym.
W bramie czekał już poddenerwowany Błażej, który przeskakiwał z nogi na nogę i niecierpliwie machał rękami wskazując gdzie powinnam zaparkować. Chwilę później pojawiła się też Karen.
No wreszcie nadeszło wybawienie, Błażej nie daje mi spokoju! - z ulgą na twarzy podeszła, by się przywitać i poprowadziła mnie w kierunku stajni. - Spirit już czeka w środku.
Kasztanek stał przywiązany do drzwiczek swojego boksu i ciekawsko spojrzał w moją stronę. Podeszłam bliżej, pogłaskałam delikatnie po łebku i pozwoliłam się obwąchać. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że jest wszystko w porządku, dlatego postanowiłam zdobyć trochę więcej informacji.
- To teraz spokojnie – znacząco spojrzałam na Błażeja. – Powiedz, co się dzieje.
- No… wracając z padoku zauważyłem, że Spirit kuleje.
- Która noga?
- Przednia prawa – szybko wtrąciła Karen.
Poprosiłam Błażeja o przeprowadzenie ogiera kilka razy w obie strony i upewniłam się, że faktycznie chodzi o przednią kończynę. Podeszłam do kasztanka i zachęciłam do podniesienia nogi, żeby sprawdzić czy kopyto jest w porządku. 
- Hmm… tutaj wszystko jest dobrze. Wcześniej się to nie zdarzało?
- Nie, to pierwszy raz – chłopak wyraźnie zmartwiony stał przyklejony do swojego ukochanego konia i niecierpliwie czekał na diagnozę. – To może być coś poważnego?
- Nieeeee…
Nie do końca było to zgodne z prawdą, bo przecież przyczyn kulawizny może być całe mnóstwo, łącznie z nowotworem, ale wolałam nie budzić u niego ataku paniki. Karen z pewnością zauważyła, że wolałam nie mówić chłopakowi wszystkiego i nic się nie odezwała. W ciszy dalej sprawdzałam ogiera, tym razem wszystkie jego nogi w poszukiwaniu opuchniętych miejsc i wyczuwalnie podwyższonej temperatury. Nie znalazłam nic niepokojącego, więc przeszłam do sprawdzania mięśni grzbietu; jednak tam także nie znalazłam przyczyny kulawizny.
- Dobra, słuchajcie. Teoretycznie na zewnątrz nic nie widać i jest duże prawdopodobieństwo, że po prostu odrobinę się przeforsował na padoku. Ale wolę dmuchać na zimne, dlatego jeszcze się upewnię. Karen, pomożesz mi?
Dziewczyna skinęła głową, a ja wskazałam jej drogę do samochodu, z którego chwilę później przyniosłyśmy ultrasonograf. Przygotowałam się do badania i nie czekając dłużej chwyciłam głowicę aparatu i zaczęłam nim wędrować po kończynie kasztanka. 
- Nie ma tu nic niepokojącego. Nie wydaje mi się też, że doszło do jakiegoś uszkodzenia kości, więc rentgen nie będzie konieczny.
Błażej głośno odetchnął z ulgą i radośnie poklepał ogiera po grzbiecie.
- Widzisz, staruszku! I po co tyle tej paniki?
- No właśnie, po co tyle tej paniki, Błażej? – Karen zaśmiała się i trąciła chłopaka łokciem.
- Oj dobra, dobra… Zafiro, co w takim razie mamy robić ze Spiritkiem?
- Myślę, że przez kilka dni możecie robić mu chłodne okłady na tej nodze albo po prostu oblewać wodą z węża. To powinno pomóc. No i przede wszystkim uważajcie, żeby w najbliższym czasie nie szalał na wybiegu! 
Błażej zapewnił mnie, że dadzą sobie radę i że z pewnością zadzwonią, kiedy tylko znów coś się wydarzy. Niestety musiałam już wracać do siebie, dlatego pożegnałam się z moim pierwszym pacjentem, a później z Błażejem i Karen. Dzień mogłam zaliczyć do udanych.