Po ogarnięciu stajennych spraw wreszcie mogłam zebrać się do kupy i ponownie odwiedzić Karen i jej konie. Miała to być zwyczajna, rutynowa wizyta, choć najbardziej zależało mi na sprawdzeniu kondycji Crazy Spirita, któremu ostatnio dokuczała lekka kulawizna. Co prawda Błażej codziennie zdawał mi bardzo szczegółowe relacje na temat stanu zdrowia swojego ukochanego rumaka, jednak mimo wszystko nie mogłam się doczekać, by zobaczyć go na własne oczy.
Jako że akurat dziś w Selmanie panowała leniwa atmosfera i niektórzy nie mieli nic ciekawego do roboty, postanowiłam zabrać ze sobą Ismaila oraz Emmanuelle, podrywaczkę pierwszej klasy.
- Elle, kochana... - szepnęłam do niej wsiadając do samochodu. - Mam nadzieję, że powstrzymasz się przed zapraszaniem każdego faceta z Any Win na dzikie harce na sianie?
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, co nie zwiastowało niczego dobrego. Cóż, pomyślałam, w najgorszym wypadku uwięzimy ją w samochodzie.
Ismail zapakował ostatnie graty do bagażnika i wskoczył na miejsce pasażera. Byliśmy gotowi do drogi.
------------------------------------------------------------------------------------------
W Any Win czekała na nas miła niespodzianka. Okazało się, że do stajennej kadry dołączyła nowa osoba. Był to kolejny weterynarz, a więc mój współpracownik. Bardzo się cieszyłam, że choć trochę odciąży mnie to od wykonywania aż tylu obowiązków, więc nie mogłam się doczekać, by poznać mojego kolegę po fachu. Elle po usłyszeniu, że weterynarzem jest młody facet aż zapiszczała pod nosem z zachwytu. Trąciłam ją łokciem, a Ismail zarechotał i pchnął nas obie lekko do przodu na widok nadchodzącej Karen. Dziewczyna jak zwykle wyglądała promiennie.
- Już myślałam, że nie przyjedziecie! - krzyknęła na powitanie.
- Straszne korki tu u was - stwierdziłam. Faktycznie po drodze musieliśmy dość długo stać, chyba przez jakiś wypadek.
Karen chwyciła mnie za ramię i poprowadziła nas w kierunku stajni. Było jeszcze dość wcześnie, więc konie nie zdążyły zejść z padoków. W oddali zauważyłam Crazy Spirita i na pierwszy rzut oka miał się świetnie, co bardzo mnie ucieszyło. Zatrzymaliśmy się przy jednym z budynków, który okazał się świeżo wyremontowanym gabinetem weterynaryjnym. Weszliśmy do środka i moim oczom ukazało się zachwycająco wyposażone miejsce pracy. Poczułam ogromną wdzięczność, bo dzięki temu nie będę musiała już wozić ze sobą całego ciężkiego sprzętu.
W trakcie gdy ja zajęłam się zwiedzaniem pomieszczenia razem z oprowadzającą mnie Karen, Elle zagadywała Ismaila, który chyba nie mógł się doczekać wyprawy do kuchni. Niedługo później usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi i naszym oczom ukazał się wysoki, świetnie zbudowany brunet z przyciągającym uśmiechem. Karen od razu ruszyła w jego stronę ciągnąc mnie za sobą.
- No Mark, jesteś wreszcie! Poznajcie się, Zafiro, to jest właśnie Mark, nowy weterynarz. Mark, to jest...
- Emmanuelle Batma, bardzo mi miło, ale mów mi Elle, proszę!
Dziewczyna wcisnęła się między mnie a Marka zanim w ogóle zdążyłam podać mu rękę na powitanie. Oczywiście wszyscy wiedzieliśmy, że zabranie ze sobą Elle może się właśnie tak skończyć. Ismail i Karen zarechotali w tyle, a Mark lekko speszony trochę się zarumienił.
- No... tak, Elle. Mnie też jest miło - skinął głową i znów przeniósł swój wzrok na mnie. - Pani Naharis, tak?
- Po prostu Zafira. - Tym razem wreszcie udało mi się uścisnąć mu dłoń.
- Wiele o tobie słyszałem, Zafiro.
- Doprawdy? Mam nadzieję, że nic strasznego! - zaśmiałam się.
- Wręcz przeciwnie, mój były szef z kliniki w Monachium często miał w zwyczaju opowiadać o swoich studenckich czasach i bardzo ciepło cię wspominał.
- Monachium... Doktor Mertel to twój były szef? - Mark potwierdził moje przypuszczenia. - No proszę, jaki świat jest mały. W takim razie będziesz miał mi bardzo dużo do opowiedzenia! Może zechcesz zajrzeć ze mną do jednego z koni?
- Z największą przyjemnością - uśmiechnął się szarmancko i wskazał mi drogę w stronę drzwi. Miałam nieodparte wrażenie, że za moimi plecami Elle patrzyła na niego z rozpaczą w oczach, a Ismail zgrzytał zębami z zazdrości. Mark raczej nie był w moim typie, ale przecież nie musieli o tym wiedzieć. A niech się trochę pomęczą!
Konie niedługo wcześniej zostały już sprowadzone do boksów, więc udaliśmy się do stajni, a całą drogę przegadaliśmy na temat naszej znajomości z doktorem Mertel oraz dotychczasowym doświadczeniu Marka w pracy ze zwierzętami. Wiedziałam już, że na pewno się ze sobą dogadamy i że nasza współpraca będzie bardzo owocna. A przede wszystkim nauczymy się od siebie wielu nowych rzeczy.
Wreszcie dotarliśmy na miejsce i doczłapaliśmy do boksu Crazy Spirita. Wyprowadziliśmy go na krótki spacer po korytarzu i widać było, że po kulawiźnie nie ma już ani jednego śladu. Ogier czuł się świetnie, nie miał problemów z poruszaniem, więc zdecydowaliśmy, że może bez obaw wrócić do treningów. Następnie przeszliśmy do kolejnych boksów, które zajmowały achały mojej hodowli - Turkmain i Karaman. Obaj wyraźnie ucieszyli się na mój widok, a ja utwierdziłam się w przekonaniu, że na lepszy dom chyba nie mogli trafić. Wydawało się, że wszystkie ogiery w stajni czują się świetnie, więc przeszliśmy do klaczy. W pierwszej kolejności zwróciliśmy uwagę na najstarszą Raistlin Day i na szczęście nie wykazywała żadnych podejrzanych objawów. Kopyta w świetnym stanie. To samo u pozostałych dziewczyn, choć u Philomeny zauważyliśmy małe zranienie w okolicy łopatki, dość świeże, więc prawdopodobnie przyniesione z padoku. Było na tyle niegroźne, że zakładanie opatrunku nie miało żadnego sensu. Skończyło się tylko na dezynfekcji i psiknięciu Alu Sprayem.
W trakcie gdy ja zajęłam się zwiedzaniem pomieszczenia razem z oprowadzającą mnie Karen, Elle zagadywała Ismaila, który chyba nie mógł się doczekać wyprawy do kuchni. Niedługo później usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi i naszym oczom ukazał się wysoki, świetnie zbudowany brunet z przyciągającym uśmiechem. Karen od razu ruszyła w jego stronę ciągnąc mnie za sobą.
- No Mark, jesteś wreszcie! Poznajcie się, Zafiro, to jest właśnie Mark, nowy weterynarz. Mark, to jest...
- Emmanuelle Batma, bardzo mi miło, ale mów mi Elle, proszę!
Dziewczyna wcisnęła się między mnie a Marka zanim w ogóle zdążyłam podać mu rękę na powitanie. Oczywiście wszyscy wiedzieliśmy, że zabranie ze sobą Elle może się właśnie tak skończyć. Ismail i Karen zarechotali w tyle, a Mark lekko speszony trochę się zarumienił.
- No... tak, Elle. Mnie też jest miło - skinął głową i znów przeniósł swój wzrok na mnie. - Pani Naharis, tak?
- Po prostu Zafira. - Tym razem wreszcie udało mi się uścisnąć mu dłoń.
- Wiele o tobie słyszałem, Zafiro.
- Doprawdy? Mam nadzieję, że nic strasznego! - zaśmiałam się.
- Wręcz przeciwnie, mój były szef z kliniki w Monachium często miał w zwyczaju opowiadać o swoich studenckich czasach i bardzo ciepło cię wspominał.
- Monachium... Doktor Mertel to twój były szef? - Mark potwierdził moje przypuszczenia. - No proszę, jaki świat jest mały. W takim razie będziesz miał mi bardzo dużo do opowiedzenia! Może zechcesz zajrzeć ze mną do jednego z koni?
- Z największą przyjemnością - uśmiechnął się szarmancko i wskazał mi drogę w stronę drzwi. Miałam nieodparte wrażenie, że za moimi plecami Elle patrzyła na niego z rozpaczą w oczach, a Ismail zgrzytał zębami z zazdrości. Mark raczej nie był w moim typie, ale przecież nie musieli o tym wiedzieć. A niech się trochę pomęczą!
------------------------------------------------------------------------------------------
Wreszcie dotarliśmy na miejsce i doczłapaliśmy do boksu Crazy Spirita. Wyprowadziliśmy go na krótki spacer po korytarzu i widać było, że po kulawiźnie nie ma już ani jednego śladu. Ogier czuł się świetnie, nie miał problemów z poruszaniem, więc zdecydowaliśmy, że może bez obaw wrócić do treningów. Następnie przeszliśmy do kolejnych boksów, które zajmowały achały mojej hodowli - Turkmain i Karaman. Obaj wyraźnie ucieszyli się na mój widok, a ja utwierdziłam się w przekonaniu, że na lepszy dom chyba nie mogli trafić. Wydawało się, że wszystkie ogiery w stajni czują się świetnie, więc przeszliśmy do klaczy. W pierwszej kolejności zwróciliśmy uwagę na najstarszą Raistlin Day i na szczęście nie wykazywała żadnych podejrzanych objawów. Kopyta w świetnym stanie. To samo u pozostałych dziewczyn, choć u Philomeny zauważyliśmy małe zranienie w okolicy łopatki, dość świeże, więc prawdopodobnie przyniesione z padoku. Było na tyle niegroźne, że zakładanie opatrunku nie miało żadnego sensu. Skończyło się tylko na dezynfekcji i psiknięciu Alu Sprayem.
------------------------------------------------------------------------------------------
Po ogarnięciu zwierzaków Karen zaprosiła nas do domu na obiad, co spotkało się z zachwytem wygłodniałego Ismaila. Niestety czekało na nas jeszcze sporo obowiązków, więc musieliśmy się powoli zbierać. Mimo to Elle nie wyrażała żadnej chęci na powrót i wciąż siedziała wpatrzona w Marka jak w obrazek, a on gapił się w talerz, zbyt speszony, by odwzajemnić spojrzenie napalonej dziewczyny. Swoją drogą ciekawe co by było, gdyby się ze sobą spiknęli. Kto wie, może taki facet mógłby trochę tę wariatkę okiełznać. Chociaż sama nie wiem czy to w ogóle możliwe. Mimo wszystko zdecydowałam się zaprosić go do nas i zobaczyć jak się wszystko potoczy.