Był pochmurny dzień, środek tygodnia rano. Pogoda nie zachęcała do działania. Miałam dziś w planach pojechać w odwiedziny do naszych wyścigowców i obejrzeć trening arabów. Kokshe właśnie wróciła w trening po lekkiej kontuzji kopyta, a Fighter ostatnio radził sobie na torze na prawdę dobrze i byłam z niego niesamowicie dumna.
O godzinie siódmej byłam już w stajni sportowej. Miałam jeszcze pół godziny do rozpoczęcia treningu, więc poszłam przywitać się z Fade, Kają i Fitz. Klacze stały na wspólnym padoku, więc najpierw tam skierowałam swoje kroki. Obdarowałam klacze marchewkami, pogłaskałam, pogadałam. Kiedy zaczęły mieć mnie już trochę dość i zaczęły wracać do skubania siana dałam im spokój i poszłam do ogierów. Nostromo i Blaz stały na innym padoku. Im też dałam marchewki i pogłaskałam je. Nostromo rósł w oczach i miałam wrażenie że za każdym razem jak go widzę, młody ogier wygląda coraz lepiej. Na torze też radził sobie całkiem nieźle.
W końcu poszłam do stajni znaleźć Emilię i Aśkę. Dziewczyny szykowały araby w boksach. Przywitałam się z nimi oraz z Koki i Fighterem. Po kilku minutach dziewczyny były już gotowe do treningu, więc wyprowadziły konie przed stajnię i wsiadły na ich grzbiety. Koki była bardzo spokojna i wyglądała na zadowoloną, z kolei Fighter już od początku chciał pokazać Emilii kto tu rządzi, za co oberwał batem w zad. Emilia nie była głównym jeźdźcem Fightera, na co dzień oboma arabami zajmowała się Aśka, ale kiedy trzeba było wziąć na trening dwa konie na raz, Emilia zgadzała się wsiąść na któregoś, mimo że ogólnie nie przepadała za arabami, wolała folbluty.
Dziewczyny dociągnęły popręgi i skierowały konie stępem na tor roboczy. Poszłam za nimi i stanęłam przy barierce. Miałam przy sobie lornetkę, więc nawet z dużej odległości całkiem nieźle widziałam co się dzieje.
Fighter jak zwykle sprawdzał jeźdźca. Na każdy ruch łydki próbował ponieść, a na sygnał wędzidłem stawał dęba. Ogier robił tak za każdym razem kiedy wsiadał na niego ktoś inny niż Aśka. Emilia była jednak twardzielem i bez ceriegieli karała ogiera za każde nieposłuszeństwo, jednocześnie odpuszczając mu za każdym razem kiedy przynajmniej przez ułamek sekundy szedł normalnie. Fighter oberwał kilka razy batem i chyba stwierdził że nie warto się więcej buntować. Dalsza część rozgrzewki przebiegła u niego bez problemu, do momentu kiedy trzeba było galopować. Ogier za mocno się rozpędzał, więc Emilia przytrzymała go za wodze, na co arab zaczął się wściekać. Emilia jednak wysłała go mocniej do przodu, a Fighter odpuścił.
Kokshe jak zwykle zachowywała się idealnie, choć było widać że szaleństwa ogiera trochę ją denerwują. Aśka jednak skutecznie dała radę odwrócić uwagę klaczy od ogiera i skupić się na treningu. Siwa klacz bardzo dobrze reagowała na sygnały, a po tym kiedy oddaliła się od ogiera rozluźniła się i zaczęła na prawdę bardzo ładnie współpracować. Nawet w galopie szła dokładnie takim tempem jakiego wymagała od niej Aśka, a dodatkowo szła na bardzo luźnym kontakcie. Niesamowite jak bardzo te dwa konie są od siebie różne.
W końcu przyszedł czas na właściwy trening. Dziewczyny miały po prostu przegalopować dystans 1600 m. w równym tempie. Kokshe miała iść jako pierwsza, a Fighter za nią w odległości jednej długości. Według Emilii miało to nauczyć Fightera trzymać się za drugim koniem kiedy jest taka potrzeba.
Dziewczyny ustawiły konie i ruszyły galopem. Kokshe faktycznie wysunęła się na prowadzenie i już tam została. Dla Kokshe ten dystans był dość długi, ale zdecydowanie jeszcze w zasięgu jej możliwości. Aśka narzuciła klaczy dość mocne tempo, ale Kokshe zdecydowanie to pasowało. Klacz szła do przodu z postawionymi uszami i w ogóle nie przejmowała się tym, co działo się z tyłu. A działo się dużo, bo Fighter ewidentnie nie nauczył się niczego jeśli chodzi o to kto tu rządzi. Emilia trzymała go na bardzo mocnym kontakcie, ale za każdym razem kiedy ogier choć minimalnie odpuścił, ona też odpuszczała. Przez cały czas jednak trzymała go w odległości jednej długości od Kokshe. Ponieważ klacz była koniem szybkim, na krótkie dystanse, to jej mocne tempo zmuszało Fightera do dawania z siebie dużo siły. Po jakimś czasie wyglądało na to, że ogier skupił się bardziej na wysiłku związanym z biegiem i zabrakło mu trochę siły na bunty.
W końcu konie dotarły do mety, dokładnie w takim ustawieniu w jakim ruszyły. Dziewczyny jeszcze przez jakiś czas kłusowały i stępowały, żeby konie wyschły.
W końcu podjechały do zejścia z toru i wsiadły z koni. Pomogłam im je oporządzić, a następnie oba rumaki wylądowały na padokach.