Tego dnia mieliśmy piękną pogodę. Nie było za gorąco, ale świeciło słońce, a na niebie widzieliśmy od rana jedynie śnieżnobiałe chmurki o fantazyjnych kształtach. Stałam właśnie z Alexem na ganku i gapiąc się w niebo oceniałam czy ten obłoczek nad stajnią bardziej przypomina kaczkę czy jednak traktor, kiedy usłyszeliśmy wesołe trąbienie.
- Milka przyjechała! - zawołałam i oczywiście puściłam się biegiem w stronę parkingu, żeby przytulić przyjaciółkę po już ponad miesięcznej rozłące.
Ledwo zdążyła zaparkować, kiedy wdarłam się do pojazdu i rzuciłam się jej stęskniona na szyję. Urobiłyśmy przy tym kilka kryształowych łez wzruszenia, a później śmiejąc się z mojej reakcji poszłyśmy uwolnić z przyczepy konia.
About ucieszył się, kiedy zorientował się dokąd właśnie przywiozła go pańcia.
- Ale wiesz, że ja w sumie powinnam być zła – stwierdziłam, gdy wyprowadziłyśmy go na trawę. Zdziwiona Milka pozostawała zdziwiona dopóki ponownie nie podjęłam tematu. - Bo wyprowadziłaś się, zdrajczynio podła. Zostawiłaś mnie tu samą, zabierając ze sobą zapas słodyczy.
- Schudniesz chociaż trochę, Rosołku. - Zadowolona z siebie posłała mi w powietrzu całusa, a potem lekko pociągnęła za uwiąz. - A tego dzieciaczka zaprowadzę już do boksu. Niech sobie w spokoju odsapnie po podróży.
Miałam iść z nią, ale zobaczyłam samochód z przyczepą z Lidera. Miśka siedziała za kierownicą z miną szaleńca, a obok niej siedział Alex, kurczowo trzymając się wszystkich dostępnych uchwytów. Odruchowo cofnęłam się pod drzewo, żeby mnie przypadkiem nie rozjechali. Odważyłam się podejść dopiero w chwili wyłączenia silnika.
- Miśka! Alex! - krzyknęłam radośnie, oczywiście rzucając się im na szyje tak jak w przypadku Mili. Im więcej uścisków tym lepiej.
Zaraz też spostrzegłam, że Alex coś tak jkaby kuleje. Popatrzyłam na niego pytająco, a on tylko wywrócił oczami, podczas gdy podirytowana Miśka pacnęła go ręką w tył głowy.
- Durny wczoraj spadł z dachu i skręcił kostkę. Bo oczywiście, że nie potrzebowaliśmy specjalisty. On sam potrafił wyczyścić rynny. Pięknie się spisałeś, koteczku. Pięknie.
- Kurczę… - westchnęłam. - No ale chociaż będzie mniejsza konkurencja, co nie?
Miśka przez chwilę analizowała to i ostatecznie się ze mną zgodziła. Sprawnie wyprowadziliśmy z przyczepy siwą arabkę, o której już wiele słyszałam, ale nigdy jeszcze nie widziałam na żywo. Evolette była bardzo zainteresowana otoczeniem i pozwoliła mi się pogłaskać, kiedy chciałam się z nią przywitać. Zaprowadziliśmy ją do boksu obok Abouta, gdzie Milka gawędziła sobie z Valentine. Wdaliśmy się w dyskusję o zawodach w Hipodromie Dynasty, ale nie minęło 15 minut, kiedy na parkingu pojawiło się kolejne auto z przyczepą. Tym razem przyjechała Esmeralda i jej oddany hucułek – Dracula.
Zostawiłam towarzystwo i poszłam się z nimi przywitać.
- Hej! Jak tam podróż? - zapytałam z promiennym uśmiechem. - Pomogę Ci go wyprowadzić…
- Całkiem nieźle, nie narzekam – odparła wesoło, zakładając okulary przeciwsłoneczne nad czoło. - A Drackiem lepiej sama się zajmę, ale dziękuję. - Uśmiechnęła się.
Już po minucie karusek mógł się rozejrzeć po podwórku. Musiał się zdziwić, kiedy nagle Bifrost strzelił w sam środek dziedzińca zostawiając Detalli w kręgu podpalonej trawy. Pewnie większość koni dostałaby zawału, ale on chyba sporo już w swoim życiu widział, bo tylko obserwował to z postawionymi na sztorc uszami.
Det nam pomachała i zaraz spotkałyśmy się z nią w połowie drogi. Dracula obwąchał ją z zainteresowaniem, ale szybko stwierdził, że trawa wygląda zbyt smakowicie, żeby jej nie spróbować.
- A gdzie zgubiłaś konia, siostrzyczko? - zapytałam.
- No przecież mostem go nie przywiozę – westchnęła. - Blaze powinien się pojawić z Jally'm… o, właśnie teraz. - Zadowolona wskazała palcem na bramę, przez którą właśnie wjeżdżał koniowóz.
Zaczekałyśmy się na nich i wspólnie udaliśmy się do stajni. Mieliśmy już wszystkich uczestników na miejscu.
- No dobrze… - zwróciłam na siebie uwagę zebranych. Widząc mój dziwny uśmieszek chyba trochę obawiali się tego, co miałam do powiedzenia. - Ze względu na to, że dziś jest 31 października… to przebierzemy siebie i konie! I w przebraniach będziemy łapać lisa! Nie martwcie się, zrobiliśmy zakupy, mamy wszystkie materiały pod ręką.
Miśce niemalże zaświeciły się oczy i już planowała w szczegółach co zrobi z Evolką. Natomiast reszcie humory udzieliły się dopiero kiedy Chris i Aiden przynieśli kartony z materiałami. Ustawiliśmy się z jednym miejscu i na sygnał stajennych ruszyliśmy do nich, by zdobyć najlepsze elementy kostiumów. Boże, Milka jak ruszyła do boju to baliśmy się w ogóle do niej zbliżać, a przecież niektórzy byli uzbrojeni. Esmeralda złapała białą farbę (specjalną do malowania po ciele, nie zaszkodziła koniom), kapelusz czarownicy i ciemną pelerynę i stwierdziła, że z tym będzie pracować. Z Detalli przez chwilę „bawiłyśmy” się w przeciąganie liny. W roli liny wystąpił kostium ducha. Ostatecznie ona wygrała, więc ja szybko zapuściłam się do drugiego kartonu, z którego udało mi się wydobyć starą czarną derkę. Później jeszcze złapałam w biegu jakieś gumeczki i straszną maskę. Przystąpiłyśmy do działania.
Co chwilę z zaciekawieniem zerkałam za kraty boksu na Draculę, którego Esmeralda malowała na kościotrupa. Ale wyglądało to idealnie, bo hucułek był zupełnie kary. W przypadku mojej Reality to by nie zdało egzaminu… chociaż coś innego mogłoby się udać. Wpadłam na pomysł i pobiegłam do kartonu żeby zdobyć jeszcze te farbkę. Zobaczyłam wtedy, że Alex S. przynosi Detalli jakieś dziwne rurki… Ale nie miałam czasu na dogłębniejsze zbadanie sprawy.
Pracowałam nad sierścią Rei. Widziałam jeszcze jak Milka maluje na różowo i fioletowo ogon Abouta, co było dość trudne, bo miał on kruczoczarne włosy.
Po pół godzinie Megan i Cora przyniosły nam sok i ciastka, żebyśmy nie straciły siły. A po kolejnych 30 minutach… czas się skończył. Mieliśmy ruszać. W końcu zegar wskazywał już 18:30.
Więc szybko dokończyliśmy siodłanie i zaczęliśmy wyprowadzać konie przed stajnię.
- O NIEE! TO NIE FAIR! ON CI POMAGAŁ! - zawołałam zszokowana wyglądem Jally'ego i Detalli.
TEN KOŃ MIAŁ SKRZYDŁA! I BYŁ CAŁY POMALOWANY NA BIAŁO!
SKRZYDŁA! A DETALLI BYŁA DUCHEM!
Detka uśmiechnięta od ucha do ucha dosiadła swojego wierzchowca z pomocą Blaze'a, który rzucał niechętne spojrzenia Alexowi S. Alex H. Z kolei niepocieszony swoją kontuzją przytrzymał dla Miśki Evolette. Klaczka też robiła wrażenie, bo na jej białej sierści wspaniale widać było sztuczne rany i krew z… ketchupu. Dracula w roli kościotrupa prezentował się jakby nic innego nie robił od urodzenia. About swoją drogą zajął chyba drugie miejsce, bo tęczowy ogon był tylko początek. Ten koń stał teraz przed stajnią CAŁY TĘCZOWY! A na zadku miał przyczepioną kartkę z wyciętym logiem i napisem „my little pony”.
- Od dzisiaj nazywa się Twilight Sparkle – oznajmiła Mila i weszła na jego grzbiet ze schodków.
Moja Reality… tak jakby była przebrana za żyrafę… Na gniadej sierści porobiłam kredą kreski, które później jako cała sieć sprawiały wrażenie łatek. N a ja byłam mrocznym kosiarzem, chociaż derka zamiast peleryny robiła swoje i ciągle musiałam ją poprawiać.
- Ruszamy! - zawołałam, kiedy przeżyliśmy już dziesięciominutową sesję zdjęciową.
Konie były bardzo podekscytowane i każdy jeden chciał już kłusować. Musiałyśmy cały czas być czujne i zdecydowane, bo chwila nieuwagi skutkowała niekontrolowanym przyspieszeniem. Dracula szedł bardziej z tyłu, bo praca w zastępie to nie była zupełnie jego bajka. Ale był bardzo grzeczny w porównaniu do reszty, chociaż nasze konie też specjalnymi łobuzami nie były. Stępowaliśmy tak samo w stronę lasu w parach, czasami pojedynczo, a czasami jeszcze inaczej. Jally zwykle szedł z przodu, jako ogier, tym bardziej, że Detalli już z grubsza znała okolicę. Zajęłam się rozmową z Milą i Miśką o nadchodzących powolutku świętach, co jakiś czas pytając o coś Esmeraldę. Z tymże wyglądało to bardziej jak głuchy telefon, chociaż z krzyczeniem zamiast szeptania.
- Masz plany na sylwestra, Esme?
- Co?
- Masz plany na sylwestra?!
- Co?!
- CZY MASZ PLANY NA SYLWESTRA!
- MAM!
Milka się poddała i podjechała do Det. W końcu rozmowy raczej się urwały, bo mogłyśmy zacząć kłusować. Przy tym konie były jeszcze bardziej podekscytowane i dopiero, kiedy Detalli nadała szybsze tempo to skoncentrowały się na nas trochę bardziej. Ale i tak wypatrywały koniożernych, niewidzialnych istot wśród drzew. Słońce zaczęło zachodzić, a te wszystkie cienie czasami wyglądały trochę groźnie.
Evolette raz się spłoszyła i odskoczyła na bok, jednak nic się nie stało. Mieliśmy też taką sytuację, że musiałyśmy przeskoczyć przez rów, ale About miał z tym problem. Przeskoczyłyśmy już wszystkie, kiedy Gniadek wciąż zapierał się na brzegu i za nic nie chciał pokonać przeszkody. Dopiero kiedy Milka zsiadła i przeprowadziła go ciągnąc za wodę to poradził sobie ze strachem. A pańcia była zła, bo przemokły jej buty. Ale od tamtej pory konik chodził jak w zegarku, nie chcąc się narażać.
Mieliśmy fajne drogi na galopy. Głównie takie pagórkowate tereny, ale musiałyśmy wtedy jechać gęsiego i to w sporych odstępach. Konie za to bawiły się rewelacyjnie, bo takie wskakiwanie na górki i zeskakiwanie z nich było niezłą frajdą.
W końcu wjechaliśmy na otwarty teren – rozległą łąkę, po której miałyśmy się ganiać. Akurat wyrobiłyśmy się na zaplanowany prze mnie czas – tuż po zachodzie słońca. To to tworzyło ciekawy klimat, tym bardziej cieszyłam się, kiedy podczas przerwy i przygotowania do wyścigu zaczęła pojawiać się mgła… Ze stajni przyjechało trochę ludzi z jedzeniem, piciem… i aparatami. Oczywiście, że nastąpiła sesja zdjęciowa numer dwa. No jakżeby inaczej.
- Uśmiechnij się chociaż raz z łaski swojej – rzucił do mnie Blaze, który jednak większość swojej uwagi i pamięci a aparacie poświęcił Det. Wytknęłam na niego język, a potem ustawiłam Reality zadem w jego kierunku. Aiden przyniósł mi lisią kitę i zabrał tę nieszczęsną derkę razem z maską, bo zabiłabym się na tym koniu w szaleńczym galopie. Det też oddała swój strój i skrzydła Jally'ego.
- Okej, dajcie mi chwilę na oddalenie się, a jak krzyknę „start”..
- To wtedy start, łapiemy – dokończyła za mnie Mila i wyszczerzyła się, kiedy posłałam jej mordercze spojrzenie za przerywanie mi.
- Tak. Dokładnie – dodałam po chwili.
Spięłam Reę do galopu. Klacz była bardzo sterowna, a po rozgrzewce fajnie rozluźniona i aktywna. Nie miałam problemu z ostrymi zakrętami czy przyspieszaniem. Towarzyszyło mi to dziwne uczucie w gardle, ale raz kozie śmierć. Wzięłam głęboki oddech i…
- STAAART! - krzyknęłam z całej siły.
Boże, jakie to szczęście, że w tym roku goniły mnie tylko 3 konie! Ale i tak kiedy nagle ruszyły pełnym galopem w moim kierunku do adrenalina momentalnie rozniosła się po moim ciele i także ciele mojego walecznego wierzchowca.
Najszybciej dobiegli do nas Detalli i Jally, oczywiście od razu próbując zerwać z mojego ramienia kitkę. Jednak w porę zakręciłam, przez co niemal wpadła na mnie Evolette z Miśką, która jednak zobaczyła w tym szansę na złapanie mnie, ale miała rękę za krótką dosłownie o 10 cm. Udało mi się uciec zupełnie zmieniając kierunek. Mijając się z Esmeraldą już widziałam, jak oddaje Draculi wodze i już miała się wyciągać po kitkę, gdy znowu odbiłam w bok. Ale Detalli najwyraźniej przewidziała ten ruch, przynajmniej miałam nadzieje, że tylko przewidziała, że nie włamała się telepatycznie do mojego umysłu.
- Nienienienienienie…. - piszczałam, podczas wykonywania spektakularnego zwrotu w galopie. Nie wiedziałam nawet, że Rea tak potrafi! A ona niczym oń westernowy zaraz rzuciła się cwałem przez całą łąkę, zostawiając resztę w tyle. Ale nie na długo. Jally i Evolette szybko się do nas zbliżyli, ten z jednej, ta z drugiej strony… nie bardzo miałam gdzie uciec, bo obok stały samochody, ale jakimś cudem udało mi się prześlizgnąć między pojazdami, a siwą arabką. Jednak Miśka zaraz zorientowała się co zrobiłam i zwinnie zakręciła klacz, żeby znowu mnie dorwać. Detalli także się nie poddawała. Tak bardzo skupiłam się na uciekaniu im… że nawet nie zauważyłam, kiedy została mi odebrana kita przez Esmeraldę, którą mijałam w biegu. Zwinny Dracula wymanewrował tak, że bez problemu wyjechał z ciasnego zakrętu. Zupełnie nie spodziewałam się, że mógłby to zrobić tak szybko, więc nawet nie zwróciłam na nich uwagi!
- Jak ty to zrobiłaś!? - popatrzyłam na Esmeraldę w oniemieniu
- BRAWO! - krzyknęła Det, a później razem z Milą i Miśką zaczęły klaskać. Szybko przyłączyłam się do nich, tak samo zresztą jak goście przy samochodach.
- Runda honorowa!
- Jestem z ciebie dumna, Draco!
Esmeralda z czułością klepała hucuła, który dumny jak paw galopował po łące, mając za sobą zastęp. Dziewczyna trzymała w drugiej ręce kitę, wymachując nią ze śmiechem w powietrzu. My wiwatowaliśmy tak głośno, że koniom jeszcze bardziej chciało się biegać, ale widać było, że i tak są już zmęczone.
Wzięłyśmy po drodze papierowe kubki z herbatę i ruszyłyśmy wolnym kłusem w drogę powrotną. Stwierdziłyśmy, że lepiej jest jechać na skróty bo się zaraz zupełnie ściemni. W takim wypadku to ja i Rea objęłyśmy prowadzenie, a za nami gęsiego ustawiła się cała reszta uczestników. Kłusowaliśmy sobie przez las. Było jeszcze sporo widać, chociaż po 15 minutach takiego truchtu widoczność znacznie się pogorszyła… Ale wkrótce zobaczyliśmy latarnie z ulicy, więc pojechaliśmy w tamtą stronę. Przed wjazdem na asfalt zwolniliśmy do stępa i w tym chodzie na spokojnie poruszaliśmy się ulicą w stronę stajni. Byliśmy już bardzo blisko, kiedy zobaczyłyśmy samochód jadący z naprzeciwka. Kierowca jechał bardzo wolno, do momentu gdy zaczął przejeżdżać obok nas. Zobaczył co my mamy na sobie… i jak wyglądają nasze konie… po czym dodał gazu i uciekł.
Do stajni dotarliśmy już po kilku minutach. Rozebraliśmy konie w ich bokach i daliśmy im kolację. Kiedy jadły zmywaliśmy z nich wspólnie farby, z gdy były już czyściutkie i szczęśliwe udaliśmy się do domu, żeby zjeść własny posiłek. Na szczęście Megan i Cora spisały się na medal.
Po jedzeniu ploteczki do godziny pierwszej w nocy… a później spać. Rano zjedliśmy jeszcze wspólną kolację, ale dziewczyny musiały jechać zaraz po niej. No nic, do następnej jesieni! :D
Ah, no i Esmeralda! Kto złapał ten ucieka za rok, więc… czekamy. :D