Poranki w Kalifornii nie były aż tak upalne jak reszta dnia, dlatego część treningów odbywała się właśnie wtedy. Amelia jeszcze poprzedniego dnia poprosiła kontuzjowaną Megan o poprowadzenie jej ujeżdżeniowej jazdy na Mirce. Dziewczyny zjawiły się w stajni od razu po swoim śniadaniu i około dwie godziny po posiłku koni. Miranę można było czyścić w boksie, więc zabrały ze sobą szczotki i weszły do klaczy, by przygotować ją do jazdy. Została przy okazji wymiziana i nakarmiona marchewką.
Kiedy klacz była gotowa, została przez Amelię wyprowadzona prosto na zewnątrz. Przed stajnią dziewczyna użyła schodków, by dosiąść wierzchowca. Następnie ruszyła w stronę największego placu. Megan kuśtykała za nimi popierając się dwiema kulami.
Mirana była spokojna. Leniwym stępem szła sobie tam, gdzie poprowadziła ją łydkami Amelia. Łydkami, bo wodze miała ledwie napięte, a Mira nie przepadała za zwracaniem uwagi na ten sznurek przy wędzidle. Meg z trudem zamknęła za nimi bramkę, gdy para znalazła się już w środku.
Wówczas Amelia skróciła wodze i poprawiła się w siodle, by przyjąć idealną postawę. Poprosiła także klacz, by ta szła szybciej, co niestety nie od razu się udało. Poruszały się blisko płotu, dzięki czemu ich okrążenia były naprawdę duże. Na początku po prostu szły przed siebie. Amelia w tym czasie próbowała osiągnąć nieco żwawsze tempo, skoro nie powiodło się jej za pierwszym razem. Megan obserwowała to, opierając się o bramkę. W końcu nie wytrzymała i westchnęła.
- Porób wolty i zmiany kierunku. CAŁE MNÓSTWO! -krzyknęła tak głośno i nieoczekiwanie, że Mira delikatnie uskoczyła ze strachu. Później jeszcze przez dłuższą chwilę nieufnie zerkała na Meg.
Ale Amelia zabrała się do roboty. Niemal bez przerwy zmuszała klacz do zaangażowania się i skupienia na tym co robiły. Gdy szły na prostej linii Amelia lekko zginała głowę klaczy na kilka kroków – raz w jedną, raz w drugą stronę – jednocześnie dosiadem pilnując by szła prosto. Wszystkie te ćwiczenia zaczęły przynosić stopniowe efekty. Mirana przestała się skupiać na otoczeniu, a zamiast tego czujnie wychwytywała wskazówki od amazonki. Nawet szła dużo żwawiej.
- Zakłusuj – powiedziała Meg. - Najpierw daj się jej obudzić.
Wobec tego Amelia wypchnęła klacz do szybszego chodu, co o dziwo zadziałało za pierwszym razem. Ale na tym nie poprzestała, bo ciągle motywowała klacz do zwiększenia tempa. Mira na początku trochę protestowała, ale wkrótce dała się przekonać. Poruszała się bardzo dynamicznie, ale jak zwykle widać było w jej ruchach tę wrodzoną grację i delikatność. Idealnie. Zdołała się także pięknie rozluźnić, dzięki czemu na zakrętach wyginała się z największą poprawnością. Megan poprosiła o częste zmiany kierunku i dużo serpentyn. Amelia skinęła głową i razem z Miraną zabrały się do roboty. A trochę tego było, tym bardziej, że utrzymywały dość szybkie tempo. Klacz zaangażowała zad i nawet sama z siebie zaczęła się zbierać. Prychała do rytmu i słychać było jak pracuje całe jej ciało. Kiedy przyszedł czas na zagalopowanie Mirana pokazała idealnie wykonane przejście. Nadal poruszała się żwawo i nie trzeba jej już było popędzać. Zachowywała czujność, bo wiedziała, że w każdej chwili może się pojawić nowe ćwiczenie do wykonania, a Megan i Amelia ciągle wpadały na kolejne pomysły. Mirka zdawała się być zdolną do sprostania każdemu. Dlatego oprócz podstawowych figur ujeżdżeniowych dla klasy, w której zwykle startowała, dziewczyny zapragnęły przeprowadzić z nią dziś również naukę ciągów. Mira chyba jednak już je umiała, bo to chyba niemożliwe, żeby załapała wszystko tak szybko. Meg zrobiła jej nawet filmik, żeby udowodnić jak ten koń się niesamowicie rusza.
Na koniec było jeszcze całe mnóstwo przejść. Przerobiły chyba wszystkie i to wiele razy. Mirana zaczęła się już nawet tym nudzić, bo cały czas bya chwalona i nie mogła nauczyć się niczego nowego. W końcu dziewczyny postanowiły skończyć na dziś. W ramach odprężenia na rozstępowanie Amelia zabrała klacz na spacer po najbliższej okolicy.