Dzień zapowiadał się naprawdę pięknie. Od rana niebo było bezchmurne, słońce świeciło przyjemnie, lecz nie za mocno. Świetny dzień na trening, ani zbyt gorący, ani zimny. Tym bardziej ucieszyłam się, że to właśnie dziś przyjechała do mnie Karen. Od świtu byłam na nogach pomagając stajennym w pracach porządkowych, za to ona miała okazję odpocząć od codziennych obowiązków i pobyczyć się dłużej w łóżku. Wkrótce jednak wylazła z domu skacząc na jednej nodze jednocześnie wsuwając but na drugą.
- To co, jaki plan na dziś? - zapytała podążając za mną do stajni.
- Myślę, że dzisiaj sobie trochę poskaczemy, a ujeżdżenie zostawimy na jutro - odparłam. - Leć po siwkę, spotkamy się na placu przed domem.
Karen ruszyła w stronę stajni dla gości, a ja weszłam pomiędzy boksy naszych klaczy zastanawiając się, które z nich zabrać na trening. W końcu padło na Picadorę oraz Redanię; to był najwyższy czas, żeby je trochę rozruszać. Przygotowałam je do jazdy z pomocą jednego ze stajennych i oboje wyprowadziliśmy je na zewnątrz. Karen stała tam już razem z Imperial Possion, swoją śliczną siwą arabką. Ojj, widać w niej było geny ojca.
Wskoczyłyśmy na grzbiety koni - Karen na Imperial, ja na Redanię, a Picadorę przejęła Meryem, która dołączyła do nas chwilkę później. Poleciłam stajennym rozstawienie przeszkód na parkurze i od razu zabrali się do roboty, a my w międzyczasie zajęłyśmy się rozgrzewką. Dziewczyny ustawiły się za mną w równej odległości, a ja ruszyłam stępem w kierunku drągów. Ułożone były one równolegle do siebie tworząc swego rodzaju korytarzyk, więc postanowiłam, że zaczniemy sobie od ósemek z zatrzymaniem pomiędzy nimi. Zwróciłam pozostałym uwagę na wyprostowanie konia podczas przechodzenia przez korytarz. Przejechałyśmy sobie dwie ósemki równym stępem, a następnie przeszłyśmy do kłusa. Wszystkie klacze zdawały się być bardzo rozluźnione i spokojne, Possion perfekcyjnie wykonywała zatrzymania, a następnie ruszała od razu z kłusa. Picadora też radziła sobie świetnie, natomiast Redania nagle była zbyt zainteresowana obserwującymi ją stajennymi i wyłamała się z koła. Skorygowałam ją i dalej szło już jak po maśle. Zmieniłyśmy kierunek jazdy i tym razem ósemki jechałyśmy nad drągami, a nie pomiędzy nimi. Tutaj Karen musiała pomóc swojej siwce, która lekko wypadła z rytmu i stawiała zbyt długie kroki. Poleciłam stajennym, żeby dołożyli jeszcze kilka drągów do rzędu, żebyśmy mogły popracować nad długością kroku. Redania spokojniutko przejechała rząd w kłusie bez zmiany tempa, Possion była kawałeczek za nami i widziałam, że Karen naprowadziła siwkę na dobre tory. Picadora przeszła tor tak równo, jakby drągów tam wcale nie było. Zrobiłyśmy jeszcze kilka serpentyn, a później każda z nas we własnym zakresie rozruszała swojego konia wielokrotnie zmieniając chody, robiąc wolty i inne cuda. Szczególnie przydało się to siwce, która szybko się nudzi i potrzebuje urozmaicenia. Wróciłyśmy na drągi tym razem pokonując je w galopie i zmieniając nogi. Klacze były skupione, utrzymywały rytm i płynność. Przechodziłyśmy od czasu do czasu do kłusa i znów wracałyśmy do galopu przed drągami, dzięki temu klacze całkowicie nam się poddały i nie starały się przejmować inicjatywy w narzucaniu tempa.
Po udanych ćwiczeniach resztę treningu miałyśmy kontynuować na parkurze, na którym stało już kilka przeszkód w różnych kombinacjach. Tym razem prowadzić miała Meryem. Dziewczyna wyjechała stępem na środek, przyspieszyła do kłusa, by przejechać pięć drągów, a następnie skoczyła przez dwie niskie stacjonaty i zawróciła w naszą stronę. Ta część wymagała już galopu. Picadora bezbłędnie zmieniła tempo i wybiła się przed kolejną, trochę wyższą stacjonatą. Krótki przejazd zakończyła woltą i pięknym zatrzymaniem. Kolejna była Karen. Przejazd był równie udany - stęp, kłus, drągi, dwie stacjonatki, galop, kolejna stacjonata, wolta i stop. Byłam pod wrażeniem zaufania, jakim Possion darzyła swoją właścicielkę. Stanowiły wspaniały duet. Ja przejechałam ostatnia, podczas gdy Meryem już ruszała na początek, by przejechać tor ponownie. Powtórki najbardziej przydały się Redanii, z którą wciąż pracuję nad zmianami chodów. Skinęłam w stronę stajennych, którzy oderwali się od telefonów i wybiegli na środek, by zabrać drągi i ustawić więcej stacjonat. Tym razem ułożone były w zygzak i miały różne wysokości. Zależało mi na poćwiczeniu odpowiedniego rytmu jazdy. Wyjechałam z Redanią na środek i galopem pokonałam pierwszą stacjonatę. Zaraz po tym zatoczyłyśmy łuk w lewo i z dużym zapasem skoczyłyśmy przez kolejną stacjonatę. Następnie łuk w prawo i znów przeszkoda. W ten sposób zostawiłyśmy za sobą siedem stacjonat, a Karen po drugiej stronie parkuru już szykowała się na swoją kolej. Possion utrzymywała bardzo ładny galop. Co prawda raz wybiła się trochę za wcześnie i skoczyła jak spanikowany łoś, ale ogólnie przejazd był w porządku. Meryem z Picadorą na początku jechały trochę leniwie, ale wystarczyło lekko cmoknąć na kasztankę, żeby bardziej zaangażowała się w ćwiczenie. Zauważyłam, że wszystkie trzy klacze lepiej radzą sobie przy skokach prostopadłych, więc stwierdziłam, że przy następnej okazji bardziej skupimy się na najazdach po skosie. Po kilku ostatnich powtórzeniach objechałyśmy jeszcze parkur na luźniejszych wodzach, żeby konie mogły trochę ostygnąć, a później ruszyłyśmy w kierunku stajni, by udać się na zasłużony odpoczynek.
Po udanych ćwiczeniach resztę treningu miałyśmy kontynuować na parkurze, na którym stało już kilka przeszkód w różnych kombinacjach. Tym razem prowadzić miała Meryem. Dziewczyna wyjechała stępem na środek, przyspieszyła do kłusa, by przejechać pięć drągów, a następnie skoczyła przez dwie niskie stacjonaty i zawróciła w naszą stronę. Ta część wymagała już galopu. Picadora bezbłędnie zmieniła tempo i wybiła się przed kolejną, trochę wyższą stacjonatą. Krótki przejazd zakończyła woltą i pięknym zatrzymaniem. Kolejna była Karen. Przejazd był równie udany - stęp, kłus, drągi, dwie stacjonatki, galop, kolejna stacjonata, wolta i stop. Byłam pod wrażeniem zaufania, jakim Possion darzyła swoją właścicielkę. Stanowiły wspaniały duet. Ja przejechałam ostatnia, podczas gdy Meryem już ruszała na początek, by przejechać tor ponownie. Powtórki najbardziej przydały się Redanii, z którą wciąż pracuję nad zmianami chodów. Skinęłam w stronę stajennych, którzy oderwali się od telefonów i wybiegli na środek, by zabrać drągi i ustawić więcej stacjonat. Tym razem ułożone były w zygzak i miały różne wysokości. Zależało mi na poćwiczeniu odpowiedniego rytmu jazdy. Wyjechałam z Redanią na środek i galopem pokonałam pierwszą stacjonatę. Zaraz po tym zatoczyłyśmy łuk w lewo i z dużym zapasem skoczyłyśmy przez kolejną stacjonatę. Następnie łuk w prawo i znów przeszkoda. W ten sposób zostawiłyśmy za sobą siedem stacjonat, a Karen po drugiej stronie parkuru już szykowała się na swoją kolej. Possion utrzymywała bardzo ładny galop. Co prawda raz wybiła się trochę za wcześnie i skoczyła jak spanikowany łoś, ale ogólnie przejazd był w porządku. Meryem z Picadorą na początku jechały trochę leniwie, ale wystarczyło lekko cmoknąć na kasztankę, żeby bardziej zaangażowała się w ćwiczenie. Zauważyłam, że wszystkie trzy klacze lepiej radzą sobie przy skokach prostopadłych, więc stwierdziłam, że przy następnej okazji bardziej skupimy się na najazdach po skosie. Po kilku ostatnich powtórzeniach objechałyśmy jeszcze parkur na luźniejszych wodzach, żeby konie mogły trochę ostygnąć, a później ruszyłyśmy w kierunku stajni, by udać się na zasłużony odpoczynek.