001. Trening z Zafirą w Selman Arabians - 13.11.2010

Dziś kolej na dresaż z małą. Oczywiście, w klasie N. No więc udałam się do boksu Halimy, żeby ją wyczyścić. Po jakichś 15 minutach ta była gotowa, więc zabrałam się za jej siodłanie i potem wyprowadziłam przed stajnię. Jak zwykle pełną energii musiałam najpierw wziąć na round-pen i wykonać tam podstawowy program, na który składały się kółka w obie strony tak, by mała była nieco mniej nabuzowana. Najpierw w prawo, potem w lewo wszystkimi chodami. Klacz była już w końcu nieco spocona, więc mogłam się zająć prawdziwym treningiem – takim, żeby cokolwiek nowego wniósł w jej jazdę. Postanowiłam, że zdecydowanie musimy się zająć regularnością ruchów klaczki – jest to ważny element oceniania w dresażu, a my mamy małe problemy. Odpięłam więc lonżę, zapięłam wodzę i weszłam na grzbiet Halimy. Zadowolona z takiego obrotu sytuacji, już chciała pobiec w kierunku ścieżki wiodącej do lasu.
- Nie tym razem, malutka – powiedziałam hamując klacz i zawracając w kierunku hali. W końcu pod okiem Kamila (zazwyczaj proszę go, by był obecny przy treningu – mówi, co jest źle lub co jest dobrze) mogłyśmy rozpocząć nasz trening. Zaczęłam od jednego z prostszych elementów. Ruszyłam kłusem anglezowanym wokół hali. Zwracałam uwagę na swój dosiad i starałam się żeby był jak najlepszy.
- Ech, Halima za nisko podnosi nogi – usłyszałam głos Kamila. Okej, w takim razie dam jej to znać. Ścisnęłam klacz łydkami, co miało mi pomóc w doprowadzeniu jej do lepszego chodu.
- Teraz jest okej – znów usłyszałam Kamila. W końcu, po jakichś dwóch kółkach wokół hali, zwolniłam do stępa, ciągle jadąc na krótkiej wodzy i zebranym koniu. Kamil ciągle nas obserwował. Nie odzywał się, co znaczyło, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Przejście do stępa było płynne. Halima nie była zbyt zadowolona ze zwolnienia chodu i chciała z powrotem przyspieszyć, trzymałam jednak wodze – to właśnie miałyśmy poprawić, żeby w końcu dała radę przejechać spokojnym, równym chodem kawałek trasy. Jak na razie, szło średnio. W końcu przestała rwać do przodu i bardziej się skupiła. Wjechałyśmy na środek ujeżdżalni już na luźnej wodzy (raz chciała przyspieszyć – nie dałam jej), po czym ukłoniłam się.
- I jak? – spytałam Kamila.
- No, nie jest tak źle, ale zawsze może być lepiej, nieprawdaż? – usłyszałam w odpowiedzi. W końcu, gdy Halima przestała się już wyrywać, udało nam się zrobić ten element bezbłędnie. ‘Świetnie nam idzie’, pomyślałam z sarkazmem ‘przez pół godziny wyćwiczyłyśmy jeden element’. No ale w końcu przeszłyśmy do kolejnego – postanowiłam poćwiczyć nad woltami i półwoltami. A więc popędziłam klacz do kłusa i skierowałam się na dłuższą ściankę hali. Klacz robiła wszystko jak należy, była maksymalnie skupiona. W końcu, gdy byłyśmy przy końcu zaczęłam robić ładne kółeczko. Wyszło prawie całkiem równe, co oceniłam po śladach zostawionych na podłożu. Poklepałam klacz po szyi. Pojechałam na drugi koniec hali, zrobiłam takie samo koło. To też wyszło dobrze. Uznałam, że czas poćwiczyć koła w galopie. Po próbach wolt w galopie stwierdziłam, że za szybko skręcam. Więc jeszcze raz. Lepiej, ale jednak nie dobrze. Kolejny raz – no, w końcu może być. Popatrzyłam na zegarek. Minęła godzina i piętnaście minut. Chyba czas się zbierać, pomyślałam.
- Może już kończymy, co? – spytał Kamil, czytając mi w myślach.
- Okej, tylko jeszcze przejazd klasy N, proszę.
- Okej, okej, dawaj.

No więc prawie zjechałam z hali. Udałam, że mam na głowie cylinder zamiast toczka, i wjechałam stępem na luźnej wodzy na środek hali, gdzie się zatrzymałam i ukłoniłam. Halima ani razu nie rwała do przodu, z czego byłam bardzo dumna. Następnie do końca kłusem anglezowanym, tam koło o średnicy 20 m. Galop roboczy. Potem w prawo, między F i A. Jak na razie klacz jest rozluźniona, ale raczej nieco znudzona. Chyba woli brykanie. W każdym razie, dalej wykonywałyśmy program. Kolejne koło w prawo, znowu o średnicy 20 m. Pomiędzy E i H kłusem anglezowanym. Dalej CHX – stęp pośredni. Dalej: K – kłusem anglezowanym, B – koło w lewo o średnicy 20 metrów, B- kłusem ćwiczebnym. Poklepałam klaczkę, po czym na powrót się skupiłam. Pomiędzy M i C ruszyłam galopem roboczym w lewo. Na E kolejne koło, identyczne jak wcześniej. Później do kłusa, pomiędzy E i K kłusem anglezowanym. Dalej, przy A podjechałyśmy na linię środkową. Klacz jak na razie szła bez zarzutu. Byłam dumna. Zatrzymanie. Znowu udawałam, że się kłaniam, po czym opuściłyśmy halę stępem, znów na długiej wodzy.
- Koniec na dzisiaj – powiedziałam do Halimy, która przy wyjeździe z hali znów popatrzyła tęsknie w stronę lasu.
- Spokojnie, mała – powiedziałam – do lasu przejedziemy się jutro, obiecuję. – klacz jakby zrozumiała, popatrzyła w stronę stajni. Nie była rozgrzana, ani spocona. Jedynie miała na sobie trochę kurzu – podłoże hali. Razem z Kamilem wyczyściłam ją, i na długo zatrzymałam się przy szczotkowaniu – chciałam zrelaksować Halimę. W końcu, po 20 minutach, klacz była gotowa i stała czyściutka w swoim boksie popijając wodę.
- Do jutra, maleńka – powiedziałam na pożegnanie, po czym razem z Kamilem udaliśmy się w stronę domu. Byłam bardzo zadowolona z Halimy, a duma wręcz mnie rozpierała.