Dziś od rana lał deszcz. Nie mamy w Anarkii hali, ale za to mamy konie na których trzeba jeździć i które trzeba trenować. Postanowiliśmy więc wziąć trzy konie na trening wystawowy, żeby nie moczyć niepotrzebnie siodeł.
Konie stały na wybiegu. Były brudne, ubłocone i ogólnie prezentowały się rozpaczliwie. Mimo to dzielnie zabraliśmy się za czyszczenie osyfionych rumaków. W najgorszej sytuacji był Łukasz, który musiał wyczyścić siwego Amira, który dodatkowo po pięciu minutach stracił cierpliwość i zaczął się niesamowicie wiercić. W końcu chłopak uznał, że wali to, wyczyścił skaczącemu ogierowi tylko kopyta i odwiązał go od koniowiązu.
Każde z nas wzięło ze sobą lonżę i bat i poszliśmy na łąkę. Gambit patrzył na dwa pozostałe szalejące konie z wielkim zdziwieniem. Dziękowałam mu w myślach, że jako jedyny zachowuje się przyzwoicie. Cachemira i Amir co chwilę odskakiwały, płoszyły się, czy próbowały wyprzedzać swoich prowadzących. Chłopaki jednak dawali radę.
Na łące każde z nas zaczęło lonżować swojego konia. Gambit w ogóle nie sprawiał problemów, więc mogłam przypatrzeć się Kaśce i Amirowi. O ile Antek jeszcze próbował nakłonić Kaśkę do stępa to Łukasz pozwolił Amirowi rozgalopować się przed konkretną pracą. Ogier początkowo strasznie brykał i wyrywał się, ale po chwili skończyła mu się kondycja więc się uspokoił i galopował równo. Łukasz zmienił ogierowi kierunek, jeszcze chwilę kazał mu galopować po czym wyhamowali do kłusa. Chłopak poćwiczył z ogierem przejścia między trzema chodami. Amir wydawał się zadowolony, że ktoś mu w końcu pozwolił pobiegać.
Kaśka z kolei brykała dużo dłużej i bardziej efektownie, ale Antek tylko mruczał pod nosem "a brykaj sobie, brykaj" i kiedy klacz już się uspokoiła pogonił ją jeszcze trochę, żeby się zmęczyła. W końcu opuściła łeb i zaczęła parskać. Wtedy chłopak również zaczął ćwiczyć z klaczą przejścia.
Ja nie musiałam dawać Gambitowi czasu na wybrykanie się, tylko od razu zaczęłam pracę, ponieważ wałach od początku szedł rozluźniony, rytmicznie i ogólnie zachowywał się nienagannie. Ładnie wykonywał zarówno przejścia jak i cofania czy inne elementy, więc spuściłam go z lonży, przypięłam do jego kantara krótszy uwiąz i zaczęłam ćwiczyć z wałachem w ręku. Ładnie ruszał i hamował, nie wchodził na mnie, ani nie szarpał się. Szedł dokładnie tak jak powinien, więc przećwiczyłam tylko raz wszystkie elementy i przeszliśmy do stępa. Spojrzałam na Amira. Szarpał się i odskakiwał w boki, ale u arabów na wystawach to chyba normalne, więc Łukasz nie przejmował się tym za bardzo, ponieważ "przeżywający" wszystko koń wygląda przecież bardziej efektownie. Amir ogólnie słuchał się, ładnie biegł obok Łukasza, zatrzymywał się i ruszał kiedy chłopak mu kazał, oraz stał nieruchomo kiedy tego się od niego wymagało. W końcu Łukasz również postanowił zakończyć trening. Pogłaskał ogiera po szyi i pozwolił mu się wytarzać na piasku.
Kaśka dawała niezłego czadu. Miała bardzo zamaszyste kroki, więc Antkowi czasem było trudno za nią nadążyć, ale ogólnie była posłuszna. Zatrzymywała się, ruszała, stała w miejscu... Prezentowała się bardzo ładnie, na prawdę chwytała za oko.
W końcu wszyscy troje ruszyliśmy z powrotem do stajni. Trening uznałam za udany, chłopaki również nie narzekali. Pod stajnią wyczyściliśmy koniom kopyta i wypuściliśmy je na wybiegi.