001. Trening z Zafirą w Summer Berry na spotkaniu integracyjnym - 20.08.2013

Po przepysznym śniadaniu przygotowanym przez naszą gosposie, spotkałyśmy się na dziedzińcu. Przed nami była teraz jazda skokowa.
- Zrobimy tak… Dzisiejsze skoki poprowadzę wam Ja. – powiedziałam i rozejrzałam się oczekując jakiejś negatywnej reakcji. Taka jednak nie nastąpiła, dlatego uśmiechnęłam się i poprosiłam dziewczyny żeby poszły sobie po koniska. Żeby nie tracić czasu, podczas gdy one były zajęte czyszczeniem i siodłaniem, ustawiłam na hali szereg składający się z 3 przeszkód oraz jedną całkowicie niezależną stacjonatę. Wróciłam i zabrałam gotowe amazonki wraz z ich wierzchowcami do budynku położonego na tyłach Summeru. Na miejscu dziewczęta powsiadały i ustawiły się w zastęp. Harry Angel z Venus na czele, dalej Imperial Magnum, El Presidente, Stellaluna, Bailarina i Drakula. Był to prawie taki sam zestaw jak wczoraj, tylko na miejsce Altka  i Chaosa tym razem wskoczył Harry…
- Zaczynamy ? Noto na początek nie zależna rozgrzewka w stępie na obie strony. Macie wolną rękę. – wydałam pierwsze polecenie, przysiadłam na jednej z przeszkód i zaczęłam obserwować. Miałam na Hali 6 wyśmienicie jeżdżących dziewczyn, co nie zdarza się często. Czego chcieć więcej ? :)
Gdy konie były już powyginane w obydwie strony a także wystarczająco się rozluźniły i spuściły w dół łebki, przyszedł czas na rozkłusowanie. Nie chciałam za bardzo ingerować w ich pracę z końmi. Każda z dziewczyn doskonale wiedziała co ma robić. W końcu odbywały dziennie po kilka treningów ze swoimi świetnie wyszkolonymi wierzchowcami. Moja rola ograniczała się do pilnowania porządku i ograniczania samowolki, chociaż trzeba przyznać że sama chętnie bym z nimi poskakała. No cóż.
Kłus na obie strony również był w formie ,, róbta co chceta,, prowadząca zastęp Venus wymyślała figury a reszta je powtarzała… Po pewnym czasie przyszła pora na krótkie rozgalopowanie. Żeby miało to ręce i nogi, dziewczyny galopowały w kilku turach a mianowicie : Dracula & Bailarina, Stellaluna & Meet my Madness, El presidente & Imperial Magnum & Black Porfavor.
No i przyszedł czas na wyczekiwane skoki… Stacjonate ustawiłam na 50 cm. Coś swego rodzaju rozgrzewka.
- No dobrze… To spróbujmy to pojechać całym zastępem z dużymi odstępami z kłusa. Jakby komuś koń gnał albo coś się działo to do środka albo na dużo woltę. No to jedziemy! – powiedziałam i stanęłam z boku patrząc jak dziewczyny sobie radzą. Harry z początku trochę się napalił i chciał zagalopować, jednakże Ven sprawnie go ogarnęła i bardzo ładnie pokonali przeszkodę. Fakt faktem dla koni które skakały wysokie klasy nie było to niczym trudnym ale taka rozgrzewka na pewno im nie zaszkodzi… Imperial z celtyckim spokojem przejechał za swoim poprzednikiem. El presidente i Stellaluna wypadły przy pierwszym skoku tak samo dobrze jak ogiery przed nimi. Bailarina zaś spróbowała się wyłamać. Amazonka jednak nie dopuściła do tego i skrupulatnie naprowadziła klacz na przeszkodę. Dracula jako że jechał ostatni, chciał pogonić za resztą i mimo że Esmeralda wykonała wszystko jak należy, wałach źle się odbił co poskutkowało zrzuceniem drążka.
- No dobrze. Do stępa. Zafira, skoczysz to z galopu ? – zapytałam jako iż nie chciałam bardziej podwyższać arabowi. W takiej samej sytuacji był też Dracula dlatego obydwa konie po dwa razy pokonały stacjonate galopem. Wszystko wyszło perfekcyjnie dlatego dziewczyny pozwoliły im odpocząć… Drążek na 100cm czyli teraz klasa L. Pierwsza pojechała hucułka która tym razem grzecznie przeskoczyła nie próbując nic kombinować. Najwyraźniej zdała sobie sprawę że to na nic się nie zda i poddała się swojej dżokejce. Reszta koni wykonała po jednym skoku a ja znowu podwyższyłam tym razem na 110. Wszystkie wierzchowce naprawdę dobrze się zachowywały dlatego bardzo sprawnie przeszliśmy do C (130 cm) na czym zakończyliśmy. Konie wysokich klas tj. Stellaluna, El presidente, Meet my Madness oraz Black Porfavor bardzo ładnie się dzisiaj spisały i w nagrodę mogły udać się na rozluźniający stęp. Pozostałe 3 konie które bądź co bądź skakały trochę mniej, na zakończenie miały do przejechania szereg gimnastyczny. Pierwsza koperta 40 cm, następnie koperta 60 cm i stacjonata 70 cm ustawione na galop. Oczywiście wszystkim nieparzystokopytnym należała się pochwała i chwila odetchnienia.
Po rozstępowaniu, amazonki pozsiadały i poszły rozebrać swoje rumaki. Kilka koni poszło pod myjkę, inne były rozczesywane po jeździe… W każdym bądź razie zeszło się tak gdzieś do południa. Zmęczone i głodne udałyśmy się do domu gdzie już od progu zaatakowała nas fala pięknych zapachów dochodzących z kuchni. Zza framugi drzwi wyjrzała Pani Charlotta i uśmiechnęła się do nas serdecznie.
- O! dobrze że jesteście. Już wam nakładam obiad! Idźcie umyć rączki – powiedziała i wtórnie zginęła w swoim królestwie. Zrobiłyśmy tak jak nam nakazała. Nasza gosposia była bardzo kochaną osobą, wkładającą dużo serca w swoją pracę. Można powiedzieć że jest trochę nadopiekuńcza, ale bez niej zapewne chodzilibyśmy głodni, niewyspani i przemęczeni. Mówiąc krótko była niezastąpiona :) Na obiad było spaghetti z sosem pomidorowym i tartym serem a dla Esmeraldy ryż z owocami. Oczywiście jak to było w zwyczaju Pani Charlotty, porcje były bycze i naprawdę ciężko było wyczyścić cały talerz…
Po posiłku wszystkie rozeszłyśmy się we swoje strony. Ja w wolnej chwili przebrałam się w krótkie bordowe spodenki i jasną bokserkę po czym zeszłam na dół. Przed nami było jeszcze ognisko, ale jak na razie na zewnątrz toczyło się piekło i nie było mowy o opuszczeniu klimatyzowanego pomieszczenia. Siedziałyśmy tak aż do godziny 18, rozmawiając przy tym i żartując. Przerwał nam Matt, który właśnie wrócił z miasta z siatami zakupów. Przypomniawszy sobie o naszych planach, zebrałyśmy wszystkich i udałyśmy się na dwór. Detalli i Veronika zaczęły znosić patyki i chrust zza domu a chłopcy zajęli się rozpalaniem. Ustawiłyśmy mały stolik niedaleko paleniska i zaczęłyśmy znosić różne smakołyki z kuchni. Venus przytaszczyła kijki do pieczenia różności i mogliśmy zaczynać. Oprócz nas i obozowiczek zeszła się również prawie cała kadra sportowa i stajenni. Zaczeliśmy piec kiełbaski, pianki, jabłka i inne zapychające pyszności. Trevor skrupulatnie dorzucał do ognia, ale ile w końcu można jeść ? Ven przyniosła z lodówki schłodzone redd’s i tak sobie siedzieliśmy przy ogniu żartując, śmiejąc się i rozmawiając. Jace przyniósł Whisky z colą, dodatkowo graliśmy w wygibusa, kalambury i tym podobne zabawy aż do późnej nocy. Gdy ognisko wygasło, posprzątaliśmy i wszyscy rozeszli się do siebie…