002. Teren z Zafirą w Golden Stud - 04.03.2012

Wstałam rano i przez chwilę zastanawiałam się co dziś za dzień, że budzik tak wcześnie zadzwonił. Po chwili uświadomiłam sobie, że przecież dziś zorganizowałam teren. Dlatego szybciej niż zwykle doprowadziłam się do stanu jako takiej używalności i poleciałam do stajni.
Dochodziła dziewiąta, adziewczyny miały się zjawić za dwie godziny. Musiałam jeszcze przygotować boksy. Masa roboty. Na szczęście miałam od tego ludzi. Wpadłam do biura, gdzie siedzieli pracownicy i spojrzałam na nich lekko zdziwiona.
- Ruszać tyłki. Teddy, Frankie,przygotujcie boksy, Anton, rozgrzej Souvenira. Tylko lekko, bo ma jeszcze pójść w teren. Kat, weź Versatile na trening. Milo, a ty może poskacz dziś na Camai co?
Zrobiło się małe zamieszanie,ale po chwili już wszyscy robili co do nich należało. Ja poszłam razem z Antonem na maneż. Chłopak zabrał się za lekką rozgrzewkę, a ja wygrzewałam się słońcu. Na szczęście pogoda dopisała.
Ani się obejrzałam, a podjechał pierwszy samochód. Od razu poznałam koniowód Europe Division. Uściskałam Raven i Holly i pomogłam im wyładować konie. Eslan zadowolony zarżał radośnie izaczął się rozglądać dookoła. No tak, nowe miejsce. Violence natomiast była trochę speszona, ale po chwili doszła do siebie. Akurat, gdy zamierzałam poszukać stajennych pojawił się Frankie. Kazałam mu zaprowadzić konie do boksów, a sama zaproponowałam dziewczynom herbatę w biurze.
Sączyłyśmy sobie herbatkę, gdyprzez okno zobaczyłam, że podjechał kolejny samochód. Jak się okazało była toJessy. Przywitałam się z nią, a Teddy zajął się Blackiem, który kręcił siętrochę niezdecydowany. Akurat gawędziłyśmy z Jessy, kiedy podjechała Zafira.Uściskałam ją i pomogłam wyprowadzić na zewnątrz siwego Yateema. Arabek jakzwykle wspaniale się prezentował. Razem z Blackiem poszedł do stajni, a pochwili zjawiła się ostatnia uczestniczka – Chestnut. Przywitałyśmy ją. Pochwili dołączyły też do nas Holly i Raven.
- No to będziemy się powoliszykować – powiedziałam.
- Nie ma sprawy, Capree –powiedziała Raven i ruszyła do stajni, a dziewczyny za nią.
Wszytskie od razy zabrały się doczyszczenia i siodłania. Konie o dziwo były nawet dosyć spokojne w nowymmiejscu. Kręciłam się między dziewczynami, zapewniając, że jakby czegośpotrzebowały to nie ma sprawy. Pogłaskałam przy okazji rudą Violenc, która byłabardzo zadowolona z tego faktu. Eslan natomiast nie był taki skłonny dopieszczot. Yateem potrząsał swoją kształtną głową, więc nie mogłam się oprzeć imusnęłam jego chrapy. Destruction, najmniejszy ze wszystkich, dominował jednakcharakterem. A Enigma trochę się kręciła i była wyraźnie podekscytowana.
Wreszcie dziewczyny były gotowe,więc wyprowadziły konie przed stajnię. W tej samej chwili zjawił się Anton,prowadząc siwego. Spojrzałam uważnie, czy mi wierzchowca nie wymęczył, ale Suwekwyglądał na zadowolonego i rześkiego. Wzięłam od niego wodze i zwróciłam się dodziewczyn:
- No dobra. To ruszamy na szlak.Jakieś propozycje?
- Macie tu jakieś wolne pole,żeby Yateem mógł się wyszaleć? – zapytałą Zafira.
- Znajdzie się – odpowiedziałam.
- I koniecznie jakieś przeszkody– dodała Jessy.
Jak już ustaliłyśmy, co chcemyrobić i gdzie jechać to wsadziłyśmy tyłki w siodła i jazda. Najpierw wzdłużpastwisk. Jechałyśmy spokojnym stępem, ale konie były rozochocone i co chwilęktóryś wyrywał do kłusa. Zapewniłam dziewczyny, ze jeszcze chwila i rumaki sięwyszaleją.
Wreszcie wjechałyśmy na ścieżkęprowadzącą na nasze piękne tereny. Konie widząc wolną przestrzeń od razuprzeszły w kłus. Destruction mimo, że najmniejszy cały czas wyrywał do przodu.
- On ma chyba motorek w dupie –zaśmiała się Chestnut.
- A no coś w tym jest –odpowiedziałaJessy.
Yateem widząc, że kolega takzapiernicza postanowił do niego dołączyć. Jednak Zafira nie była przekonana codo tego pomysłu i ściągnęła wodze. Arab zareagował lekkim baranem i dalejswoje. Dziewczyna wiec odpuściła i kłusowała teraz obok kuca.
Nasze dwie rude dresażówkijechały z pełną elegancją. Choć Eslan trochę dokazywał pod Raven. Violencenatomiast starała się zachować klasę. Ja jechałam obok Chestnut. Souvenir byłwyraźnie zadowolony z towarzystwa Enigmy i co chwilę robił do niej maślaneoczy.
- Hej, bo jeszcze dzieci z tegobędą – zaśmiała się Chestnut.
- Ładne by były – powiedziałam –Ale może jeszcze nie teraz.
Holly pogoniła trochę Violence ikrzyknęła do Zafiry i Jessy:
-Przody, bo się zgubicie.
- Spoko, spoko. Jakby coznajdziemy was po waszych krzykach. A poza tym mamy swietną orientację wterenie – odpowiedziała Zafira.
- Dobra dziewczyny, może galop,bo konie chyba nieszczęśliwe od nadmiaru kłusowania – powiedziała Raven izagalopowała na Eslanie.
Ruszył z kopyta, kładąc po sobieuszy. Dziewczynom nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zaraz zrobiły półsiad iwyrwały do przodu. Souvenir nagle doznał jakiegoś naładowania super energią botak wystrzelił, że prawie mnie zgubił. Jakoś się tam pozbierałam klnąc naniego. Temu debilowi się wyścigów zachciało. Przysadził się do Yateema, którywidząc konkurencję od razu przyspieszył zostawiając nas z tyłu.
- Stary, nie msza szans z arabem– powiedziałam do siwka, skracając wodze.
Zafira też trochę poskracałaswojego drabiastego, ale nadał jechała na przedzie grupy. Zrównałyśmy się zdziewczynami. Jechałyśmy całą szerokością łąki teraz już spokojnie galopując.Konie się wyszalały, więc było okej. Wreszcie zwolniłyśmy do kłusa. Niewszystkie konie były zadowolone. Destruction by sobie jeszcze pobiegał.
Wjechałyśmy do lasu, ładniegęsiego i powoli kłusowałyśmy ścieżką.
- To, co skaczemy? – zapytałam.
Uzyskawszy zgodę dziewczynzagalopowałam i skoczyliśmy przez pieniek. Dziewczyny zrobiły to samo. Koniebyły zadowolone. Przed nami było jeszcze kilka takich niskich przeszkód,odpowiednich dla każdego konia. Poskakałyśmy kilka razy i do stępa.
Jechałyśmy sobie powolirozmawiając i kontemplując widoki. Słońce grzało, mimo lekkiego wiatru byłociepło. Zyć nie umierać. Jednak nagle w krzakach coś zaszeleściło i Enigmapięknie się spłoszyła. Przeszła do szaleńczego galopu, a Chestnut starała sięnad nią zapanować. Eslan wziął przykład z koleżanki i ruszył za nią.
- Gońmy je! – krzyknęła Hollypoganiając Violence do galopu.
Ruszyłyśmy za naszymiuciekinierami i po chwili udało nam się je zatrzymać. Jednak konie miaływyraźnie dosyć. Przeszłyśmy do stępa i spokojnie wróciłyśmy do stajni. Naszczęście już bez żadnych przygód. Po powrocie rozsiodłałyśmy konie i na chwilęposzły na padok. My w tym czasie zdążyłyśmy wypić herbatę i objeść sięciastkami. A potem dziewczyny zaczęły się zbierać.
Pomogłam im wszystko zapakować, wprowadziłyśmykonie do bekmanek i pożegnałyśmy się. Pomachałam im jeszcze i poszłam do domu,bo marzyłam o kanapie i pilocie od telewizora.