001. Trening crossowy w Selman Arabians - 25.08.2016

 Dzisiejszy trening miał być dla nas wszystkich nadzwyczaj przyjemny, bo spodziewaliśmy się dawno już zapowiedzianych gości. Nasz cudowny Ajmal Sahaab wyjechał ostatnio do Estrella Sport Stable na treningi, więc nam pozostało odwdzięczyć się właścicielce stajni tym samym. Agness i Valentina były już w drodze z Estrelli do Jakarty, a my czekaliśmy na nie z niecierpliwością. Zebrałam ekipę i rozdałam im zadania na dzisiejszy dzień. Karim i Hadar mieli przygotować boksy dla gości; od razu zabrali się do pracy. Carla, Hamdan i Dean ruszyli w stronę domu, by upewnić się, że w pokojach niczego nie brakuje. Za to ja i Nirmala wybrałyśmy się na pieszą wycieczkę w stronę toru crossowego. Chciałyśmy wybrać odpowiednią trasę jeszcze przed przybyciem dziewczyn. Choć był jeszcze ranek, słońce zaczynało mocno piec i trochę obawiałam się czy konie z Estrelli będą w stanie normalnie pracować w tych utrudnionych warunkach.
Ogarnięcie toru wyszło nam dość sprawnie. Upewniłyśmy się jeszcze, że przejazd będzie bezpieczny dla końskich nóg i jeźdźców, a następnie wróciłyśmy do stajni. Simo siedział na murku w pobliżu hali i wyraźnie się nudził, więc poprosiłam go o wybranie składu na dzisiejszy trening. Chciałam wyciągnąć przynajmniej pięć koni.
Niedługo później Agness dała mi znać, że są już niedaleko, więc przygotowaliśmy posiłek i pyszną herbatę. Po około 15 minutach przez bramę przejechała przyczepa z Estrelli, a z samochodu wyskoczyły dziewczyny. Zmęczone, ale bardzo zadowolone. Po serii uścisków i szybkiej wymianie zdań (Valentina zdążyła już tysiąc razy ponarzekać na upał) zaprowadziłam je do domu, a Simo zajął się ich końmi.
Temperatura była dziś wyjątkowo wysoka i towarzyszka Agness nie chciała wystawić nosa poza klimatyzowane pomieszczenie, więc postanowiłyśmy przesunąć trening na późniejszą godzinę. I była to świetna decyzja, bo po jakimś czasie niebo zachmurzyło się i deszcz zaczął lekko kropić. Miałam tylko nadzieję, że mimo wszystko nie będziemy mieli oberwania chmury. Przebrałyśmy się szybko i wyszłyśmy na zewnątrz. Hamdan jakby czytał w moich myślach, już wcześniej zaczął wyprowadzać konie ze stajni. Chwilę później pojawiła się reszta ekipy i zabraliśmy się za czyszczenie i siodłanie.
Korzystając z tego, że tor crossowy jest trochę oddalony od stajni, w drodze postanowiliśmy zrobić rozgrzewkę. Każdy dosiadł swojego rumaka i wyruszyliśmy siedmioosobową grupką przed siebie. Ja z przodu na moim ukochanym Koheilanie, obok mnie Agness i My Best Friend oraz Valentina i The Key, a za nami Simo na Shy Shabacie, Hadar na Panamerze, Carla na Salvino Classic, a Hamdan na swojej pupilce Maghribii. Skierowaliśmy się żwawym stępem w stronę toru, deszcz w międzyczasie odrobinę przybrał na intensywności, ale mało nam to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, The Key nagle wpadł w bardzo rozrywkowy nastrój i korzystając z nieuwagi Valentiny wybił się z szeregu i zawadiacko zaczepiał znudzoną Panamerę. Gniada arabka chyba bardzo przypadła mu do gustu, bo już podczas siodłania parskał wesoło w jej stronę. Zaśmiałam się pod nosem i szturchnęłam znacząco Agness, bo okazało się, że The Key to nie jedyny samiec, który zaczął lekko wariować - dosiadający Panamery Hadar rzucał Valentinie zalotne spojrzenia. Agness przewróciła oczami i trafnie stwierdziła, że faceci są tacy sami niezależnie od gatunku, na co Carla głośno zarechotała i trąciła Hadara w bok.
Przyspieszyliśmy do kłusa i każdy we własnym zakresie starał się rozruszać swojego konia zataczając okręgi, zmieniając tempo i kierunki. Byłam bardzo zadowolona z Koheilana, ruszał się niesamowicie lekko i wygodnie. Kątem oka spoglądałam na poczynania Salvino, który jest jeszcze mało doświadczony, ale dzisiaj wykazywał wyraźną chęć do współpracy i Carla nie miała żadnych trudności z wykonywaniem ćwiczeń. My Best Friend również ładnie chodziła pod Agness. Uśmiechnęłam się patrząc na nią, bo momentami w ruchu przypominała mi swojego ojca Riddicka, którego nie raz gościliśmy u siebie na zawodach. Za to The Key wolał poświęcać czas na inne rzeczy niż trening i z utęsknieniem wypatrywał Panamery, która ćwiczyła w oddali. Valentina potrzebowała kilkunastu minut, by w końcu doprowadzić kasztana do porządku, ale w końcu się udało i ogier odpuścił. Dałam wszystkim jeszcze trochę czasu, który wygłupiający się Hamdan i Simo wykorzystali na krótki wyścig. Zwycięski Shy Shabat został nagrodzony gromkimi brawami pozostałych i pokłusował przed siebie z radośnie uniesionym ogonem. Wszyscy ruszyliśmy za nim i dotarliśmy na tor.
Pogoda poprawiła się, deszcz przestał padać, ale na szczęście upał nie wrócił. Podłoże jednak było dość mokre, co stanowiło dodatkowe wyzwanie. Konie były już wystarczająco rozgrzane, więc postanowiliśmy zabrać się do roboty. Valentina zaproponowała zawody i uznaliśmy, że to w sumie nie jest taki zły pomysł, jednak najpierw potrzebowaliśmy odrobiny ćwiczeń, by The Key i My Best Friend na spokojnie ogarnęli sobie cały tor. Podzieliłam wszystkich na dwie grupki. Pierwszą stanowiła Agness z Simo i Hamdanem, a drugą Valentina, Carla i Hadar. Jednak po chwili namysłu zdecydowałam się przenieść Hadara do pierwszej grupy w myśl zasady "najpierw praca, później przyjemności", co wyraźnie go zasmuciło. Na jego miejsce wskoczyła Agness, więc mieliśmy grupę chłopaków i grupę dziewczyn - obie gotowe do rywalizacji w nadchodzących zawodach. 
Wszyscy zebrali się do kupy, a ja skierowałam Koheilana na tor. Chciałam przejechać jako pierwsza, by pokazać innym kolejność, w jakiej powinni najeżdżać na przeszkody. Dałam ogierowi znak do startu i po chwili rozpędził się do wolnego galopu. Wolałam zachować spokojniejsze tempo, żeby wszyscy zdążyli zapamiętać przejazd. Cały tor składał się łącznie z 13 przeszkód, były to głównie wielkie kłody ułożone w najprzeróżniejszych kombinacjach oraz przeszkody zrobione przez nas, choć nie brakowało też przeszkód naturalnych jak wielkie głazy, doły i pagórki. Po deszczu zrobiło się nawet małe jeziorko, w które nie omieszkałam po drodze wjechać ku wielkiej uciesze Koheilana, który wręcz przepada za taplaniem się w wodzie i błocie. Ogier ładnie trzymał tempo i sukcesywnie pokonywał kolejne przeszkody, cudownie reagował na najlżejsze dotknięcia łydek. Jednak doświadczenie zrobiło swoje. Wkrótce pokonaliśmy ostatnią przeszkodę i wróciliśmy do grupy.
Upewniłam się, że każdy zapamiętał co ma robić i poprosiłam dziewczyny o przygotowanie się. Odjechałam na bok i zeskoczyłam z Koheilana, by dać mu odetchnąć, a sama przypatrywałam się pracy pozostałych. Jako pierwsza ruszyła Valentina na niecierpliwym hanowerze. Dziewczyna dobrze skracała i wydłużała wykrok ogiera zachowując idealny rytm. The Key spokojnie pokonywał przeszkody, choć przy zjeździe z pagórka Valentina na moment straciła równowagę, co niestety zaskutkowało wyłamaniem na samym końcu. Dziewczyna jednak szybko się ogarnęła, okrążyła przeszkodę i najechała jeszcze raz bez żadnego kłopotu. Kolejna była Carla z Salvino Classic. Ogier ogólnie przez cały przejazd nie radził sobie źle, choć wymaga jeszcze sporo pracy, by osiągnąć poziom innych koni z kadry. Para miała mały problem z najazdem na przeszkodę z wąskim frontem, więc Carla zdecydowała się zawrócić i powtórzyć skok i tym razem wyszło całkiem w porządku. Następnie ruszyła Agness z My Best Friend. Klacz rozpierała energia i zaczęła trochę za szybko, ale dziewczyna z łatwością poskromiła ją pewnym dosiadem. Ten przejazd podobał mi się najbardziej. Cechował się wielką precyzją, Agness skupiła się na dokładności a nie czasie i wszystkie przeszkody przejeżdżała wolniej, ale czysto. Szereg przed dołkiem z wodą pokonała z mocnym impulsem, a reakcja klaczy była błyskawiczna. Bardzo ładny i spokojny przejazd został nagrodzony brawami i Agness stała się moją faworytką w dzisiejszych zawodach.
Później przyszła kolej na panów i na pierwszy ogień poszedł Hamdan z Maghribią. Klacz dawała z siebie wszystko i dorównywała umiejętnościami hanowerce z Estrelli, skakała dynamicznie, miała elastyczny ruch. Hamdan ładnie zaangażował jej zad i starannie kontrolował linię przejazdu. Na szczególną uwagę zasługiwał skok przez narożnik, który Maghribii pierwszy raz wyszedł tak perfekcyjnie. Para bardzo dobrze ze sobą współpracowała i wydawało mi się, że ich przejazd był najszybszy. Następny był Hadar z Panamerą. Chłopak jechał na bardzo delikatnym kontakcie i widać było, że klacz ufa mu bezgranicznie. Jednak podczas skoku w dół gniadoszka za bardzo się rozciągnęła i oboje stracili równowagę. Na szczęście obyło się bez upadku, choć Hadar był zmuszony zwolnić do kłusa na kilka chwil. Reszta przejazdu była bez żadnych niespodzianek. Ostatni wystartował Simo z Shy Shabatem, który pierwsze trzy przeszkody skoczył trochę zbyt wysoko, ale po korekcji ruchu było już okej. Zeskoki z kłusa wychodziły całkiem dobrze, Shabat był rozluźniony i pewny siebie. Na zakręcie przed palisadą wpadł w lekki poślizg na mokrej trawie, ale nie wybiło go to zbytnio z rytmu i oddał dobry skok. W międzyczasie znowu zaczął padać deszcz i wyglądało na to, że będzie coraz gorzej, więc Simo pod koniec przejazdu miał utrudnioną widoczność. Udało mu się mimo wszystko perfekcyjnie skoczyć przez roller i zjechać z pagórka. 
Jako że deszcz przybierał na sile postanowiliśmy wynieść się jak najszybciej z powrotem do domu, a zawody crossowe zamienić na wyścig do stajni, który wygrała Maghribia. Dosłownie dwie sekundy za nią dobiegła My Best Friend, a później Shy Shabat. Gdy reszta ekipy dotarła na miejsce rozsiodłaliśmy wierzchowce i oddaliśmy w ręce stajennych, którzy błyskawicznie zabrali się za czyszczenie i sprawdzanie, czy żaden z koni nie doznał urazu na torze. Skierowaliśmy się do domu na posiłek i resztę dnia spędziliśmy na długich rozmowach i wymianie doświadczeń (i na rozmyślaniu o Valentinie w przypadku Hadara). Wszyscy byliśmy wykończeni i zasnęliśmy w ciągu zaledwie kilku sekund, a rankiem po śniadaniu dziewczyny spakowały się i ruszyły w drogę powrotną.