002. Hubertus w VSS Golden Sky - 21.11.2010

To był dla mnie naprawdę ciężki tydzień. Codzienne wstawanie o szóstej, treningi a potem robota papierkowa do wieczora. Dlatego byłam baaaardzo szczęśliwa mogąc dziś pospać do dziesiątej. Kiedy się obudziłam słońce stało już w zenicie, więc  zerwałam się z łóżka i po wykonaniu podstawowych, porannych czynności zeszłam do kuchni na śniadanie. Wcale mi się nie spieszyło, bo dziewczyny miały przyjechać dopiero o piętnastej, dwie godziny przed biegiem.
Po krzepiącym posiłku udałam się do stajni i weszłam do biura. W środku siedziała cała ekipa stajenna. Ten widok trochę mnie zdziwił. Spokojnie sobie odpoczywają, a w stajni milion rzeczy do zrobienia. Trzeba coś z tym zrobić.
- Do roboty – powiedziałam. – Vox i Judka, trzeba zgrabić liście na pastwiskach. Max, osiodłaj Psy i Wild. Pojedziemy skontrolować trasę biegu. Kriss, weź Zenię na lekką jazdę, a ty Joy mogłabyś potrenować na Diablicy.
W biurze zrobiło się na chwilę małe zamieszanie, kiedy wszyscy ruszyli, żeby wykonać powierzone im obowiązki, a potem zostałam sama. Wciągnęłam gumowe oficerki, wiatrówkę i ruszyłam do boksu Rose. Klacz była już wyczyszczona i okiełznana, więc żeby trochę przyspieszyć nasz wyjazd założyłam jej szybko siodło, dopięłam popręg i ruszyłam z nią w stronę boksu Psy. Max też już był gotowy, więc wsiedliśmy na konie i ruszyliśmy w stronę pastwisk. Wjechaliśmy na drogę prowadzącą w teren i ruszyliśmy kłusem. Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się już na starcie. Objechaliśmy trasę i wydawało mi się, że wszystko jest w porządku.    
- Wszystkie konie sobie poradzą? – zwróciłam się do Maxa.
- Jasne. Wczoraj przejechałem kawałek z Ravioli i nie miała żadnych problemów.
Zawróciliśmy konie do stajni i po półgodzinie byliśmy na miejscu. Max zajął się siwulami, a ja poszłam do domu, żeby sprawdzić, czy na pewno mamy odpowiednią ilość jedzenia. Potem popatrzyłam jeszcze na trening Krissa z Zenyattą, tak przy okazji, gdy czekałam na Joy. Już razem poszłyśmy na pastwisko, gdzie miało być ognicho.
- Mam tylko nadzieję, że nie będzie padać – mruknęłam.
- Nie. Popatrz jak jest ładnie.
- Tak. Ale wiesz jaka pogoda jest kapryśna o tej porze roku.
- Ty to od razu tak z pesymizmem wyjeżdżasz. Jak będzie padać to pójdziemy do domu. Tam jest kominek, więc będzie prawie jak ognisko.
Zaśmiałyśmy się i wróciłyśmy do stajni.


***

Przed piętnastą pod stajnię podjechał samochód. Od razu rozpoznałam jeepa Imy, więc wyszłam ją przywitać.
- Cześć – uściskałam ją – Pewnie chcesz zobaczyć Revena.
- Jasne.
Poszłyśmy do stajni i ruszyłyśmy do boksu ogiera. Kiedy tylko przed nim stanęłyśmy od razu wystawił łeb z boksu i zaczął się uważnie przyglądać Imie. Dziewczyna pogłaskała go po łbie i dała mu trochę cukru. To wystarczyło, żeby w pełni się z nią oswoił. Zostawiłam ich samych i poszłam zobaczyć kto nowy przyjechał, bo usłyszałam klakson.
Tym razem były to Avi i Triada. Wysiadły z auta i otworzyły tylne drzwi. Na zewnątrz od razu pojawiły się dwa goldeny – Johny i Prose. Wyciskałam psy, a potem dziewczyny. Na co Avi zareagowała stwierdzeniem, że ja zawsze wolałam zwierzęta od ludzi. Pokazałam jej język i pomogłam zaprowadzić konie do boksów. Ze stajni wyszłyśmy już razem z Imą i w oczekiwaniu na pozostałe koniarki siadłyśmy na obrzeżu fontanny. Po półgodzinie na drodze pojawiły się dwa koniowozy. Kiedy już zatrzymały się na dziedzińcu z jednego wysiadła Kestral, a z drugiego Apple.
- No, macie dziesięć minut spóźnienia – zażartowałam.
- Ale widzę, że nie jesteśmy ostatnie – powiedziała Kestral.
- Tym razem nam się udało – skwitowała Apple – Mogę puścić Inspiration na wybieg.
- Jasne.
Dziewczyna wyprowadziła swoją kasztankę i wpuściła na pobliski okólnik. Koń zajął się skubaniem siana z paśnika, a my rozmową. Kiedy pojawił się Vox kazałam mu wziąć Sapphirę do stajni. O wpół do czwartej wszystkie koniarki były już obecna. Zafira, martynuś, Grey i Unicorn zaprowadziły swoje konie do stajni i udałyśmy się do domu, żeby trochę odpocząć przed biegiem.
- To trudna ta trasa, Capree? – zapytała Grey sadowiąc się w fotelu.
- Na pewno obie poradzisz – zacytowałam hasło z reklamy.
Dziewczyny zaśmiały się głośno, a Grey powiedziała:
- To najpierw będziesz musiała dać mi Kinder czekoladę.
- Nawet całą tabliczkę!
Posiedziałyśmy jeszcze trochę rozmawiając i obżerając się chipsami. Wreszcie o szesnastej stwierdziłam, że czas się zbierać. Poszłyśmy tłumnie do stajni, żeby przygotować konie. Na korytarzu zaroiło się od wierzchowców i ich dżokei. Czyściłyśmy, zaplatałyśmy grzywy i ogony, a potem siodłałyśmy. Oporządzone konie wyprowadziłyśmy przed stajnię i uwiązałyśmy. Judyta miała ich pilnować a my poszłyśmy się ubrać. Wreszcie byłyśmy gotowe. W białych koszulach i bryczesach, wysokich oficerkach i marynarkach wyglądałyśmy bardzo elegancko.
- Wszystkie gotowe? – zapytałam.
- Jasne – odpowiedziały mi koniarki.
- No to rozgrzejcie konie i za pół godziny ruszacie na trasę powiedziałam przypinając lisią kitę do ramienia.
Spięłam Zenyattę i w lekkim galopie ruszyłam w stronę padoku. Potem wjechałam na trasę i kiedy dotarłam do połowy zatrzymałam konia czekając, aż będę mogła ruszyć.


***

Dziewczyny dosiadły konie i uformowały zastęp. Prose i Johny kręciły się niespokojnie koło Cortiny i Cocaine. Wreszcie konie ruszyły na trasę. Konie parskały zadowolone a psy szczekając głośno biegły z przodu. Na początku koniarki jechały stępem, a gdy minęły pastwiska ruszyły kłusem. Unicorn wyrwała na przód na swoim Ronapurze.
- Hej, zwolnij. Jeszcze cała trasa przed nami – krzyknęła do niej Apple.
- Ja po prostu badam teren – odpowiedziała radośnie, ale wstrzymała trochę konia.
Dziewczyny ominęły już pastwiska i znalazły się na właściwej trasie.
- Jak to mówi Caprioszka, przetrzyjmy ten szlak, dziewczęta – wypaliła Avi.
- No jasne, że przetrzemy Tak go przetrzemy, że się sam ze wstydu schowa – powiedziała głośno Triada.
Koniarki zaśmiały się głośno i pogoniły konie. Wierzchowce ochoczo wyrwały do przodu. Nawet Roanapour, najmniejszy z całego towarzystwa raźno dotrzymywał im kroku. Po chwili dziewczyny przeszły do galopu i płynnie pokonały pierwszą przeszkodę z belek. Nawet Johny pokusił się o skok. Reven wierzgnął szaleńczo zadowolony, co ima skwitowała:
- Szlony jakiś!
Po okolicy roznosił się tętent kopyt dziewięciu wspaniałych koni i radosne śmiechy dziewięciu dziewczyn. I nie zapomnijmy też o szczekaniu dwóch psów.
Kolejną przeszkodą był szeroki żywopłot. Kilka koni nie miało ochoty go pokonywać, więc teatralnie zaryły kopytami w ziemię. Jednak najbardziej teatralnie zagrała Selket, która nie dość, że odmówiła skoku to jeszcze zadarła ogon swoim arabskim zwyczajem i pięknie obeszła przeszkodę. Dziewczyny tak się śmiały, że omal nie pospadały z siodeł. Podczas gdy ja się martwiłam, czy nic się nie stało, one miały bawiły się w najlepsze, jak się potem dowiedziałam od martynuś.
Wreszcie w oddali usłyszałam ich chichoty i krzyki, więc pogoniłam Zenyattę. Wyjechałyśmy na szlak i chwilę czekałyśmy. Kiedy na horyzoncie pojawiła się pierwsza koniarka dałam klaczy sygnał do galopu. Wypruła jak szalona, bo chyba też już miała dość tego czekania.
- Łapać ją! – usłyszałam krzyk Kestral – Tylko dziewczyny, działamy zespołowo.
- Jasne. Będziemy jak drużyna Actimela – rzuciła Grey
- Nie, lepszy Kapitan Planeta – odpowiedziała jej Ima.
- Wszystko jedno kim będziemy jazda, bo nasz lis spiernicza – otrzeźwiła je Zafira.
- Kłócić im się zachciało o Kapitana Planetę. Masakra jakaś – mruknęła pod nosem Triada, na co Avi jadąca obok parsknęła śmiechem.
Wreszcie, gdy ustaliły już kim są a kim nie ruszyły pełnym galopem za mną i Zenyattą. Cały czas słyszałam jak poganiają konie i omawiają na głos strategię. Normalnie śmiać mi się chciało. Wróg poznał plan. Jakiś nowy rodzaj filmu sensacyjnego można by nakręcić. Na przykład – Pogoń w Puszczy.
Resztę trasy pokonałyśmy bardzo szybko. Konie były już trochę zmęczona, a czekała je jeszcze pogoń po łące. Kiedy znalazłyśmy się na otwartej przestrzeni konie dodały jeszcze prędkości teraz w powietrzu fruwały grudy ziemi. Poganiałam Zenyattę spierniczając przed łowczyniami.
Nagle zaczęła mnie doganiać Zafira na swojej arabiastej. Skręciłam gwałtownie wpadając z plaży w wodę w jeziorze. Przy okazji ochlapałam siebie i biedną Zafi, no ale właśnie widać co adrenalina robi z ludźmi. Na chwilę udało mi się umknąć. Ale tylko na chwile bo już z przeciwległej strony nadjeżdżała Apple na swojej Inspiracji. Siadła mi na ogonie i odczepić się nie dała. Dopiero kilka ostrych skrętów jakie zafundowała Zenyatta i szalone wierzgnięcie w stronę rudej klaczy sprawiły że Inspiration zwolniła, a ja pognałam dalej. Ale dalej to się już nie dało. Koniarki rzuciły się na mnie całą grupą. Martynuś zajechała mi drogę swoim Banderasem, więc zostałam złapana w potrzask. Teraz dokładnie wiedziałam, co czuł taki mały, bezbronny lisek. Niespodziewanie obok mnie pojawiła się Unik na zapierniczającym Roanapurze.
- Schyl się Caprioszka, bo do kity nie sięgam – wypaliła.
Zaczęłam się śmiać jak szalona słysząc te słowa. I już było po mnie, bo Unik korzystając z chwili mojej nieuwagi i ztego, że zwijam się w siodle ze śmiechu stanęła w strzemionach i zerwała mi kitę.
 - Brawo! – odezwały się inne koniarki.
Zwolniłyśmy konie do kłusa a potem do stępa. Prose i Johny zmachane jak nieboskie stworzonka ledwo chodziły Dlatego Triada wzięła Prose na siodło a Avi Johnego. Myślałam, że psy będą chciały uciec, ale wręcz przeciwnie. Zadowolone rozkoszowały się jazda w siodle
- Ty to chyba z nimi ćwiczysz jakieś sztuki cyrkowe, Avi – powiedziała Kestral.
- No pewnie. Sama przebiera się w kieckę baletnicy i fika kozły na trapezie – powiedziała udając powagę Triada.
Znowu wybuchnęłyśmy szaleńczym śmiechem. Śmiałyśmy się już dopóki nie dotarłyśmy wreszcie do stajni. Tam zsiadłyśmy z koni i porządnie je wyczyściłyśmy. Potem założyłyśmy im derki i uwiązałyśmy przed stajnią. Same poszłyśmy się przebrać w jakieś swetry i ciepłe dżinsy, bo zaczynało się robić zimno. Potem wzięłyśmy konie ze sobą na pastwisko i puściłyśmy do specjalnie dla nich zrobionej zagrody. My natomiast usiadłyśmy na niskich ławkach wokół ogniska, które już majestatycznie płonęło.
Zajęłyśmy miejsca i od razu zabrałyśmy się do pieczenia kiełbasek i chleba, bo zdążyłyśmy zgłodnieć po tym biegu. Chłopaki przynieśli koniom siana, więc one też z apetytem przeżuwały przysmaki.
- Grey, uprzedzając twój pomysł przyniosłam ci patelnię i popkorn. Bo po tym jak ostatnio wyglądała moja kuchnia, gdy tam weszłaś bez niczyjego nadzoru wolę cię tam już nie wpuszczać.
- No wiesz co? Nie doceniłaś tego nowego designu, który całkiem za darmo ci ofiarowałam.
Zaśmiałyśmy się wszystkie na jej słowa. A Grey oczywiście wstała i chwyciła patelnię w rękę.
- Chyba nie będziesz nas nią okładać? – zaniepokoiła się Zafira.
- A to dobry pomysł. Można by spróbować. Żartuję. Ktoś mi pomoże zrobić ten popkron?
- Ja,ja,ja! – wykrzyknęła Ima i zerwała się ze swojego miejsca.
Dołączyła do nich jeszcze martynuś i Apple. Stanęły w kółku i coś tam majstrowały przy tej patelni. Zdezorientowane się na nie gapiłyśmy.
- One chcą zdemontować tą patelnię i na złom ją oddać, czy co? – zapytała szeptem Unik.
- Nie wiem. Bardzo możliwe. – powiedziała też szeptem Kestral.
Wpatrywałyśmy się w nie z takim skupieniem, że gdy nagle Grey wrzasnęła:
- Haha! Nareszcie!
Wszystkie podskoczyłyśmy, ale tylko ja spadłam z ławki. To wywołało wielką salwę śmiechu. Śmiałam się razem z dziewczynami dopóki nie rozbolały nas brzuchy. Zrobiło się trochę spokojniej, bo każda zajęła się swoją kiełbasą, a te zrzeszone robieniem popkornu. Chłopaki w międzyczasie zabrali konie do stajni i przynieśli nam magnetofon.
- No to teraz będzie impreza –zawołała radośnie Ima.
- Będzie się działo – dodała Kestral.
- Ja chcę na początek Jacksona! – krzyczała Avi.
Wygrzebałam jakąś jego płytę z mojej licznej kolekcji kompaktów na okazje wszelakie i włączyłam. Avi od razu zerwała się z miejsca i odtańczyła nam jego księżycowy taniec. Dołączyłyśmy do niej i też usiłowałyśmy zatańczyć, ale jej zdecydowanie szło to najlepiej.
- Avi jest królową Księżyca! – krzyknęła martynuś.
- A ja psychiatryka, w którym jesteśmy teraz – dodała Grey, na co znowu się zaśmiałyśmy.
Potem zatańczyłyśmy jeszcze makarenę, kaczuszki, Apple z Unik i Ima z Zafirą zainscenizowały Tango. Apple urwała jakieś trawsko i włożyła je do ust. Zakręciła kilka piruetów i siadła na ławce twierdząc, że zaraz padnie. Wszystkie byłyśmy już zmęczone, więc wysłuchałyśmy ostatnich piosenek, każda wzięła coś pod pachę i poszłyśmy do domu. Wrzuciłam naczynia do zlewu i wyjęłam ze schowka śpiwory i poduchy. Ułożyłyśmy się w salonie na podłodze i słodko zasnęłyśmy.
             

***

Obudziłyśmy się koło dwunastej. Apple przeciągnęła się a potem powiedziała:
- Czuję się jak młoda bogini.
- Afrodyta się znalazła – dogryzła jej Unik.
Zaśmiałyśmy się wszystkie i powoli wstałyśmy. Dziewczyny pomogły mi zwinąć śpiwory i upchnąć je w schowku, bo jakoś przez noc albo śpiwory się powiększyły albo schowek zmniejszył. Za cholerę nie chciały wejść, W końcu dopychając butami udało się zamknąć drzwi.
Zjadłyśmy śniadanie – płatki z mlekiem, bo to wymagało najmniej wysiłku w przygotowaniu, a potem poszłyśmy do stajni. Pomogłam dziewczynom ubrać konie w ochraniacze i derki, a potem załadować do bekmanek, Kiedy wierzchowce już spokojnie stały w koniowozach zaczęłyśmy się żegnać. Wyciskałam wszystkie po kolei.
- To w przyszłym roku o tej porze u mnie – powiedziała Unik – jako nowy lis dam wam popalić.
- Na pewno się zjawimy, co do jednej – powiedziała Avi.
- Ale jeszcze wcześniej musicie do mnie zadzwonić czy wpadniecie na te zawody dresażowe. To może się wcześniej zobaczymy – powiedziałam.
- Oj, już ja zadzwonię, i cały dzień ci będę na lini siedzieć – powiedziała grożąc mi palcem martynuś.
- Trzymam za słowo
Zaśmiałyśmy się, a potem jeszcze raz je wszystkie wyciskałam i patrzyłam jak kolejne samochody znikają w oddali. Gdy jeep Imy schował się za zakrętem westchnęłam głośno. Znowu będę za nimi tęsknić. Ależ to życie niesprawiedliwe…