003. Hubertus w WHK Anarkia - 25.12.2010

Konie wszystkich uczestników rajdu stały już w boksach wyczyszczone i osiodłane. Na zewnątrz panował mróz -21*C, więc jednogłośnie zrezygnowaliśmy z ‘hubertusowych’ ubrań na rzecz ciepłych kurtek i bryczesów.
10 minut po trzynastej padło hasło ‘wychodzimy’. Wszystkie koniarki wyprowadziły swoje konie z boksów i przed stajnią wsiadły na ich grzbiety. W sumie było nas 5 osób. Wstrzymałam się z wsiadaniem na Dramata do czasu, aż wszyscy będą już siedzieli na swoich koniach i dadzą znak, że wszystko jest w porządku. Jeźdźcy jednak szybko ze wszystkim się uporali i już po chwili ja również siedziałam na grzbiecie swojego konia.
Ustawiliśmy zastęp w kolejności: ja na Dramacie, Katerine na Little Love, Blacky na Aquilerri, Zafira na Selket Halimie i Paula na Arii, po czym ruszyliśmy stępem w górę, żeby dotrzeć na łąkę. Nawet ta krótka, 10 minutowa jazda stępem nie obyła się bez niespodzianek. Raz Little Love spłoszyła się przelatujących ptaków, raz Aguilera próbowała kopać, Dramat stwierdził, że stęp jest nudny i szarpał się ze mną, Selket na pozór zachowywała się spokojnie, ale widać było, że byle pretekst wystarczyłby jej do zagalopowania. Tylko Aria zachowywała się spokojnie, jak przystało na starszą damę. Mimo to nie zostawała w tyle i szła chętnie przed siebie.
Gdy dojechaliśmy na łąkę, dałam zastępowi sygnał do zakłusowania. Nie obyło się bez brykania [w taką pogodę koniom często niestety odbija], ale nikt nie spadł, ani nie stracił panowania nad swoim wierzchowcem. Poprowadziłam zastęp wzdłuż lasu, żeby konie rozgrzały się przed gonitwą. Starałam się jechać w miarę szybko [na ile pozwalał leżący wszędzie śnieg ; udeptany z resztą przeze mnie i Bueno Star'a wcześniej], żeby większe konie nie musiały siedzieć sobie na zadach.
Po koło 10 minutach rozgrzewki wprowadziłam zastęp na środek łąki i podniosłam go góry prawą rękę. Był to omówiony wcześniej znak, że od tego momentu jeźdźcy mogą już próbować mnie złapać.
Praktycznie w tym samym momencie spostrzegłam kątem oka rękę Katerine tóż obok mojego ramienia. Szybko skręciłam Dramata ostro w lewo, uciekając tym samym przed Blacky, która również bardzo sprawnie zawróciła swoją klacz. Pogalopowałam w drugą stronę ścigana przez Paulę,  Zafirę i Blacky. W ostatnim momencie zauważyłam, że Katerine ominęła mnie szerokim łukiem i próbowała zabiec mi drogę. W tym momencie stało się coś, czego w życiu bym się nie spodziewała: Dramat sam skręcił w prawo pod bardzo ostrym kątem. Chyba zaczął rozumieć o co chodzi w tej zabawie. Pogalopowaliśmy w odwrotnym kierunku. Miało brakowało, a Katerine zderzyłaby się z resztą jeźdźców. Z całej tej sytuacji najszybciej wygrzebała się Zafira, która poganiając swoją klacz ruszyła za mną. Tuż za nią pogalopowała Paula. Zbliżały się do mnie w strasznie szybkim tempie. Właśnie w tym momencie żałowałam, że to nie ja siedzę na Arii. Ta klacz podchodząca już pod 20. galopowała z nastawionymi uszami i skoncentrowanym wzrokiem w moją stronę w tempie, którego nie powstydziłby się wyścigowiec. W każdym razie Dramat wymiękał przy niej. Nie mogłam skręcić w prawo, ponieważ galopowałam wzdłuż lasu, a jakbym skręciła w lewo, zabiegłabym drogę Pauli [która była już naprawdę blisko]. Pozostawało albo wyprzedzić Arię o większą odległość, albo… Ściągnęłam mocno wodze Dramata próbując osadzić go w miejscu. Niestety mój koń zareagował za wolno. Mimo tego, że Paula nas wyprzedziła, znaleźliśmy się za blisko Blacky. Dziewczyna wyciągnęła rękę i już prawie złapała lisią kitę, kiedy Dramat machnął głową i zaczął się cofać. Blacky prawie straciła równowagę, ale szybko wciągnęła się w powrotem na siodło i ruszyła w pogoń.
Dramat był już kompletnie mokry, ponieważ nie był przyzwyczajony do takiego wysiłku. Powoli gasł też w nim entuzjazm. Pomyślałam, że to dobrze, jak raz mocno się zmęczy. Nie będzie już świrował na jazdach. Reszta jeźdźców też musiała już pchać swoje konie. Wszyscy, z wyjątkiem Zafiry. Jej koń posiadał niesamowite pokłady energii. I właśnie w tym momencie, kiedy oglądałam się, żeby popatrzeć na Zafirę i jej wierzchowca poczułam, że ktoś łapie mnie za ramię. Wyciągnęłam palcat i lekko uderzyłam nim Dramata, dając mu równocześnie sygnały do przyśpieszenia, ale było już za późno… Obok mnie, łeb  w łeb galopowała uśmiechnięta Paula na Arii trzymając w ręce lisią kitę. Zaczęłam stopniowo zwalniać chód Dramata. W końcu już tylko kłusowaliśmy. Podniosłam w górę lewą rękę na znak, że gonitwa została zakończona.
Gdy wszyscy już zbliżyli się do nas, Paula poprowadziła krótką rundę honorową [krótką ze względu na mróz oraz zmęczenie koni i nasze].
Stępem, na luźnej wodzy wróciliśmy do stajni, gdzie wszystkie konie zostały rozebrane, wyczyszczone, nakarmione, wytarte, wygłaskane i wypieszczone. Wszyscy byli zmęczeni, ale zadowoleni.
Poszliśmy do domu na herbatę. Po pół godzinie wszyscy stwierdzili, że powinni już wracać do swoich stajni i koni. Pomogłam więc zapakować wszystkim konie i sprzęt do przyczep.