Poniedziałek:
Jak dobrze móc spać do dziewiątej! Takie szaleństwo! Z racji tego, że poprzedniego dnia to Szymon spał dłużej, dziś rano karmieniem zajmował się on z Amelią, a ja mogłam chwilę dłużej pospać. Widziałam, że mało kto wstanie przed ósmą - w końcu większość przed piątą znalazła się dopiero w łóżkach, niektórzy pewnie nawet trochę później... dlatego wystarczyło, że ta parka pracowała. A ja mogłam przynajmniej być w dzień jako-tako przytomna...
W każdym razie, zeszłam od razu na śniadanie, które leżało już na obficie zastawionym stole. Okazało się, że większość postanowiła wstać o tej samej porze, co ja, bo w jadalni brakowało tylko Detalli i Esmeraldy, które, jak się dowiedziałam, poszły pogadać, chyba gdzieś w okolice pastwisk.
- Connor... przesuń się, zajmujesz ogrom miejsca - mruknęłam do chłopaka, który akurat zajmował częściowo moje miejsce.
- Oooo witamy, witamy - powiedział, przesuwając się. Zauważyłam, że i on, jak i cała reszta pensjonariuszy ma szare wory pod oczami i wygląda niczym żywe trupy. Ech, sama nie wyglądałam lepiej, w końcu chwilę wcześniej widziałam się w lustrze....
- To co, Trevor - zwróciłam się do chłopaka Boksi, gdy już nałożyłam sobie jakieś jedzenie na talerz - Trenujemy później?
- Jasne. Możemy potem je zebrać. Ale nie przeginajmy z intensywnością.
- Spokojnie, nie mam zamiaru. Nie wyrobiłabym raczej... w ogóle ludzie, jak rajd?
- Możemy zmienić tryb życia na nocny i jeździć na takie częściej - powiedziała Ruska, uśmiechając się od ucha do ucha, mimo zmęczenia.
- Mhm. I po drodze zrobić z naszych koni wampiry. Zarobimy miliony na sprzedaży ich - dorzuciła Boksi.
Uśmiechnęłam się. Usłyszałam jeszcze kilka pozytywnych słów i żadnych skarg, także chyba mogłam oficjalnie uznać rajd za udany.
Przed dwunastą, gdy zaczęliśmy z Trevorem przygotowywać konie do treningu: on miał jechać na Carrerze, na której z resztą jechał na rajdzie, ja zaś wzięłam Doona - okazało się, że choć po Amelie zaraz przyjadą rodzice, więc nie może na konia wsiąść, to Szymon jak najbardziej był chętny, aby pokazać co potrafi, dlatego chwilę później w stajni znalazła się także Bajka. Dosłownie w chwili, gdy Szymon ją wprowadzał do boksu, do stajni weszła zaś Esmeralda, która, widząc, że szykujemy się do wspólnego treningu, spytała się, czy nie mogłaby wsiąść na Efrafę, z racji, że w końcu sama dobrze ją znała i chciała zobaczyć jak chodzi po pobycie na Rancho.
- Dobra, bierz ją, tylko nie licz na cuda - powiedziałam - Nie poświęciłam jej jeszcze za dużo czasu... nie startowała w zawodach, a mieliśmy trochę koni do treningu... no i ostatnie hubertusy.
- Nie ma problemu. Chcę tylko zobaczyć jak chodzi i tyle. - wzruszyła ramionami.
- No, to idź po nią.
Piętnaście minut później byliśmy w czwórkę na ujeżdżalni. Nie mogłam zrobić bardzo intensywnego treningu, z racji na zmęczenie jeźdźców i fakt, że Carrera ledwie w nocy była na dość długim rajdzie, jednak trochę pojeździliśmy. Na początku głównie w zastępie: na jego czele stałam ja z Doonem, później Esmeralda z Efrafą, Szymon z Bajką i Trevor ze swoją arabką.
Pamiętając, że Efrafa nie lubi się nudzić po okrążeniu stępa zarządziłam kłus. Początkowo pozwoliłam Doonkowi iść tak, jak mu się podoba, aby po okrążeniu zyskać kontrolę nad całym jego ciałem i zaczynając zmieniać tempo: od bardzo wolnego kłusa, do tego na prawdę mocno wyciągniętego, tak, że kucyk idący za mną prawie galopował. Esmeralda postanowiła więc wjechać na koniec zastępu tak, aby nas nie spowalniać. Po kłusie znów na chwilę kazałam wszystkim przejść do stępa, aby konie nieco odsapnęły, tym samym zauważając, że mamy widownie: obserwowała nas Mila z Boksi i Danem, jednak stali cicho, dlatego konie nie zwracały na nich większej uwagi. No, dobra, jedynie Carrera czasem zerknęła na swoją właścicielkę.
Po chwili stępa znów pogoniłam Doona do kłusa, aby po chwili zagalopować. Widziałam, że Esmeralda ma mały problem z utrzymaniem hucułka, dlatego nie trwało to długo. Zwolniliśmy do stępa. Poprosiłam wtedy, aby nasza szanowna widownia rozłożyła stojące w rogu tyczki do pole bendingu. Same beczki stały niemal przez cały czas na ujeżdżalni, dlatego mimo, że chciałam kilka razy przejechać między nimi z Doonem, nikt ich już rozkładać nie musiał.
Podzieliliśmy się - najpierw prowadziliśmy trzy konie w stępie, zaś Esmeralda pozbywała się nadmiaru energii Efrafy raz prowadząc ją wokół beczek i wykonując kilka przejazdów wokół tyczek. Wtedy Bajka z Carrerą poszły na bok, gdzie ćwiczyły z chłopakami jakieś podstawowe westernowe elementy, zaś ja poprowadziłam Doona na beczki, od razu w galopie. Esmeralda z Efrafą w tym czasie stępowały po prostej.
Doon pokonał beczki bez najmniejszego problemu i z chyba całkiem dobrym czasem. Wtedy wymieniłyśmy się z Esmeraldą: ta przejechała między beczkami, a ja wykonywałam z Doonem chody boczne.
- Ej, ej! Też chce przez beczki! - krzyknął do nas Szymon z Bajką.
- A próbuj!
Esmeralda, uśmiechając się podjechała do mnie, zaś Szymon postanowił sprawdzić, jak Bajka da sobie radę w galopie w omijaniu beczek. Cała nasze trójka do obserwowała. Wiedziałam, że arabka kilka razy już to ćwiczyła, niemniej, byłam ciekawa, jak im pójdzie.
Okazało się, że choć Bajka jechała bezbłędnie to... Szymon schrzanił jej przejazd jadąc obok jednej z beczek zbyt blisko i wywracając ją, przy okazji sprawiając, że arabka odskoczyła od niej, niczym poparzona.
- Oooo... podnoś to teraz! - krzyknęłam.
Chwilę później trenowałam z Trevorem, zaś Szymon i Esmeralda na zmianę omijali beczki - mężczyzna próbował poprawić swoją technikę przejazdu na Bajce, zaś Esmeralda po prostu dobrze się z Efrafą bawiła, w przerwach ćwicząc jakieś inne elementy.
Z Trevorem zaś ćwiczyliśmy przede wszystkim tempo i zmiany chodów w stępie i w kłusie, jako, że zarówno w pleasure, jak i w barrel racingu rytm był na prawdę strasznie istotny. Z resztą, gdzie nie był? Dzięki temu konie wiedziały, gdzie, kiedy i jak mają stawiać kopyta, a to sprawiało, że rzadziej się potykały i były znacznie wygodniejsze w prowadzeniu.
W końcu zakończyliśmy trening i rozstępowaliśmy konie. Mimo, że nie miała być to męcząca jazda, to i tak Efrafa oraz Bajka były całe spocone... Doon i Carrera jednak nieco mniej się zmęczyły.
O drugiej w ramach obiadu zorganizowaliśmy grilla, który zajął nam większą część popołudnia. Pogoda była dość ciepła i słoneczna, dlatego wszystko odbywało się na dworze. Gdzieś w okolicy trzeciej jednak Detalli poprosiła mnie na stronę.
- Hmm... Podkowo... tak sobie myślałam... mówiłaś, że Mini jest na sprzedaż, prawda?
- Tak, i owszem, a co?
- Mogłabym ją od ciebie kupić? Wprawdzie mam głównie WKKWistów.. ale taki kucyk też by mi się w stajni przydał... a jest na prawdę fajnym koniem. Meh, nie oszukujmy się, polubiłam ją strasznie.
- Skoro chcesz... to czemu nie? W sumie nie miałam o nią jeszcze żadnych telefonów... chodźmy do środka... tam porozmawiamy....
Okazało się, że nie tylko Detalli miała ochotę na zakup jakiegoś z naszych koni, bo tego samego dnia miałam jeszcze telefon z Apple Garden Stud odnoście zakupu Bajki.... ale cóż, wolałam nie zapeszać, skoro to jeszcze pewnie nie było. W każdym razie, umówiłyśmy się z Andreą na wtorek.
Poniedziałek:
Jak ten czas szybko mija! Dopiero, co byliśmy przed rajdem, a tu już wszyscy musieli się zbierać! Pierwsze osoby wyjechały w okolicy dziewiątej. Wszyscy żegnali się niemal ze łzami w oczach (szczególnie te nieco bardziej uczuciowe osoby) i chyba wszyscy pytali się mnie o kolejny rajd. Niestety, nie byłam w stanie podać nikomu dobrej daty - sezon już się kończył, zaraz spadnie śnieg... a to nie była najlepsza aura na takie wydarzenia.
Detalli, będąca akurat koniowozem gotowym pomieścić dwa konie, zabrała od razu Mini, która spokojnie weszła do przyczepy i opuściła nasze Rancho bez cienia sprzeciwu. Już wczoraj poinformowałam o jej wyjeździe Amelie, jednak dziewczyna nie była w stajnie do nas dziś przyjechać. Niemniej, wyczułam, że wcale za jazdami na ujeżdżalni z Mini tęsknić nie będzie. Kucyka dała jej jednak popalić, szczególnie na początku.
Jako ostatnia wyjechała kadra z Homestead, okazało się bowiem, że samolot powrotny (oj tak, przyjechali do nas aż z USA!) mają jakoś nad ranem, więc siedzieli na Rancho gdzieś do szóstej. Nie by komuś to przeszkadzało: ja przede wszystkim rozmawiałam z Elvią, Szymon grał w karty, czy w coś tam z chłopakami. W końcu jednak i oni musieli opuścić nasze progi i cóż... znów zostaliśmy sami. Tylko ja, Szymon, moi rodzice i pięć, już nie sześć, koni...