Nasz nowy pracownik przybył zgodnie z tym, jak się umówiliśmy po karmieniu koni. Przedyskutowaliśmy szybko kwestie treningów z Bajką - głównie on chciał się nią zajmować, jednak sama wolałam tą arabkę nieco poznać, nim dam ją komukolwiek innemu. W końcu była moja... a nie jego. Swoje konie znać trzeba. Zauważyłam już wcześniej, że jest na prawdę wrażliwym, inteligentnym i przy tym bardzo chętnym do dominowania koniem. Trudno mi rzec, że nie jest cudownym stworzeniem. Arabka, czyli koń przepięknej urody, na dodatek przyjemny w obejściu, jeśli tylko wie się, jak do niej podejść. Ideał. Szkoda, że nie posiadamy u siebie cielaków, aby trenować z nią ten cutting... a nie mogę przecież zmarnować jej umiejętności. Ostatnio widziałam filmy z zawodów, w których brała udział i była na prawdę niezła.
W każdym bądź razie, jej głównym trenerem miał być Szymek, ale dziś to ja miałam przeprowadzić z nią pierwszy trening, począwszy od pracy z ziemi. Wyczyściliśmy więc razem tą gniadą ślicznotkę, po czym założyłam jej halter i zaprowadziłam na koło.
Miałam mały dylemat, od czego mogę zacząć... standardowo, czy wprowadzić jakąś odmianę? Postawiłam jednak na klasyczny początek. Miałam ze sobą i lonże, i bat. Puściłam jednak Bajkę luzem, kładąc ten pierwszy przedmiot na ziemi, drugi zaś wykorzystując jako swego rodzaju przedłużenie ręki. Poprosiłam klacz o odejście ode mnie, zachęcając ją delikatnym dotknięciem bata, od którego Bajka natychmiast odskoczyła, mimo, że na prawdę tylko ją dotknęłam. Nie był to jednak raczej strach, a po prostu - zwyczajne zdziwienie. Odeszła jednak grzecznie, ale widziałam, że jest nieco poddenerwowana nową sytuacją, w zupełnie nowym dla niej miejscu. Postanowiłam pozwolić jej rozluźnić się w stępie, dlatego poprosiłam ją o ten chód, prowadząc ją w nim dość długo: mianowicie, dopóki nie opuściła głowy i nie rozluźniła się. Gdy to zrobiła, została przeze mnie zatrzymana i pochwalona. Pozwoliłam jej chwilę postać, tak, aż ziewnęła, wyraźnie czując się w tym miejscu już bezpiecznie. Mogłyśmy więc zacząć typową pracę.
Po połowie okrążenia w stępie, poprosiłam ją o kłus. Klacz szła w nim przez bite dwa okrążenia, a ja w tym czasie obserwowałam ją uważnie: widziałam, że brakuje jej odrobiny arabskiej gracji, typowej dla arabów, które zdobywają tytuły na championatach, jednak jej chód był poprawny. Przy okazji Bajka była cały czas skupiona na mnie - choć patrzyła przed siebie jedno jej ucho cały czas skierowane było w moją stronę.
Gdy się nieco rozruszała, pochwaliłam ją słownie, zauważając, że nie próbuje wchodzić do wnętrza koła, mimo, że była puszczona zupełnie luźno. Poprosiłam ją też o zwolnienie do stępa, aby już po kilku krokach znów zaprosić ją do kłusa - nie miała żadnego problemu ze zmianą chodu. Hmm... ktoś z nią na pewno dość dużo pracował z ziemi. Już jednak przy kolejnej próbie klacz lekko się zawahała, będąc jednak cały czas skupiona na mnie... nie pozwoliłam jej jednak na zwłokę, zmuszając ją wręcz do zwolnienia za pomocą bata, który natychmiast pojawił się przed jej piersią. Zwolniła.
- Doobrze, doobrze, to nie jest takie trudne nie? - mruknęłam, po chwili znów ją poganiając.
Po połowie okrążenia kazałam klaczy przejść do galopu, co zrobiła bez najmniejszego problemu. Pozwoliłam jej przez chwilę się wybiegać i dopiero po pięciu, czy sześciu okrążeniach, gdy jej krok stał się równiejszy, bardziej wyważony, poprosiłam ją o przejście do kłusa, a później - do stępa. Po okrążeniu, w czasie którym złapała oddech znów kazałam klaczy zagalopować i przez kolejne dziesięć minut ćwiczyłyśmy przejścia z jednego chodu w drugi, bez przejść o więcej niż jeden chód. Później jednak spróbowałam zachęcić ją do zagalopowania ze stępa. Zaskoczyłam ją nieco, czym odzyskałam część jej uwagi (poprzednie ćwiczenie powolutku zaczynało ją nudzić), jednak wykonała ćwiczenie, z lekkim tylko opóźnieniem, nie próbując nawet kłusować. Pochwaliłam ją za to i pozwoliłam na chwilę stanąć, aby odpocząć. Podeszłam też do niej, głaszcząc ją.
Kolejne pięć minut ćwiczyłyśmy zatrzymania ze stępa i kłusa, aby na sam koniec treningu ustawić kilka drągów na rounpenie, przypiąć do jej haltera lonże i przez chwilę przeprowadzać ją przez nie, tak dla sprawdzenia tempa klaczy - mimo, że wcześniej tego nie ćwiczyłyśmy, tylko raz na chyba siedem przejazdów usłyszałam, jak uderza kopytem w drąg, za co jak najbardziej została pochwalona.
W końcu rozstępowałam klacz i zaprowadziłam ją do stajni. Wiedziałam już na ile jest nauczona tych podstaw lonżowania, dzięki czemu mogłam spokojnie zaplanować trudniejsze treningi, a Bajka przynajmniej pokazała, że jest na prawdę fajnym, przyjemnym koniem. Szymon bez wątpienia będzie na prawdę zadowolony mogąc z nią pracować.