Postanowiliśmy dziś z Szymonem wziąć Efrafe i Bajkę na wspólny trening. Co prawda z naszą hucułką nie odbyliśmy żadnego treningu na Rancho do tej pory, jednak klacze się polubiły, a dzięki Esmeraldzie, jej byłej właścicielce, wiedziałam co nie co o jej umiejętnościach. Dlatego też wyczyściliśmy obydwie klacze i ruszyliśmy razem na małą ujeżdżalnie. Tam, w kącie, leżały już przygotowane zabawki do odczulania, jednak najpierw musieliśmy nieco rozgrzać klacze prowadząc je na lonży.
Ja prowadziłam Efrafę, Szymon zaś zajmował się swoją Bajką. Najpierw rozgrzaliśmy konie w stępie co jakiś czas zmieniając klaczom tempo. Do kłusa popędziliśmy je niemal w tym samym momencie, jednak tu już nieco nasze ćwiczenia się rozbiegły: Szymon skupiał się z Bajką na zatrzymaniach, zaś ja musiałam strasznie pilnować Efrafy, która chciała wymusić na mnie zagalopowanie. Nie pozwalałam jej na to trzymając przed nią bat, jednak klacz i tak próbowała znaleźć mój słaby punkt. Dopiero, gdy się uspokoiła pozwoliłam jej zagalopować. W tym czasie Bajka szła w tym chodzie dłuższy czas, chwilę wcześniej strzelając kilka radosnych baranów.
Efrafa potrzebowała dłuższej chwili, aby się uspokoić i wyrównać chód; gdy to już nastąpiło, kazałam jej zwolnić do stępa. Szymon, widząc to, również pozwolił kłusującej akurat Bajce zwolnić i po okrążeniu koni w stępie, zawołaliśmy je do siebie.
Po rozgrzewce zaczęliśmy wyciągać straszne rzeczy. Na pierwszy ogień poszła folia. Podprowadziłam do niej Efrafe jako pierwszą i klacz, po pierwszym obwąchaniu jej sama na nią weszła; podejrzewałam, że hucułka jest już z tym przedmiotem dobrze zaznajomiona, jednak nie byłam pewna Bajki i miałam nadzieję, że gdy chwilę poobserwuje spokojną koleżankę, ten przedmiot nie wywrze na niej większego wrażenia.
Bajka rzeczywiście nieco zdziwiła się dźwiękami, jakie wydawał przedmiot, jednak po dłuższej chwili nie miała nic przeciwko, gdy Szymon kładł jej ją na grzbiet, tak samo, jak Efrafa: wprawdzie może była minimalnie bardziej spięta... ale stała grzecznie, spokojnie, nie próbując się cofać.
Wzięłam hula-hop i pokazałam go Efrafie, najpierw kładąc go na ziemi i podprowadzając do niego klacz. Tym razem nieco zaskoczyło ją ciche grzechotanie, gdy dotknęła przedmiotu kopytem, dlatego dostała chwilę na zapoznanie się z nim, jednak po obwąchaniu pozwoliła nawet założyć go sobie na szyję; tym razem jednak z Bajką było nieco gorzej, bo to, co zajęło mi w przypadku hucułki pięć-sześć minut Szymonowi zajęło około dziesięciu. Ja w tym czasie pokazałam kucykowi koc, który zajął ją na chwilę, ponieważ klacz zaczęła się nim bawić - próbowała go podnosić, szturchała kopytem i obchodziła z każdej strony.
Gdy arabka już się uspokoiła, Szymon odszedł z nią na chwilę na bok, aby przemyślała sprawę i aby mogła obserwować Efrafę, której miałam zamiar pokazać bardzo straszny przedmiot. Mianowicie - parasolkę. I tu kucyk wykazał się swoją sporą odwagą: gdy otwierałam ją, nawet się nie wzdrygnęła, zaś Bajka, stępująca kilka metrów dalej zrobiła krok w tył. Pozwoliła też mi się ją dotknąć po wszystkich częściach ciała i... tak jak kocem, zaczęła się nią bawić, próbując złapać zębami materiał.
Pochwaliłam ją i odeszłam, pozwalając działać Szymonowi; ten jednak postanowił, że nie będzie zbytnio stresował Bajki, dlatego zakończył pracę z parasolką na otwarciu jej i zaakceptowaniu tego dźwięku przez klacz, która kilkukrotnie odskakiwała do tyłu, gdy ją otwierał.
Ostatecznie arabka została pochwalona, a my zaprowadziliśmy konie do stajni.