Weszłam do stadniny w doskonałym humorze . Po drodze przywitałam się z *Presley Boy'em
-hej karoszu – pogłaskałam go po chrapach i poszłam dalej bo miałam dzisiaj zamiar trenować naszego izabelka Saleema.
Podeszłam do araba poklepałam go po szyi i weszłam do boksu . Po drodze wzięłam oczywiście sprzęt do czyszczenia oraz siodło , ogłowie , czaprak i ochraniacze w kolorze zielonym, a co ostatnio mam manie jeżdżenia w kompletach i wgl wene do trenowania jak nigdy. Na początek postanowiłam wyczyścić go szczotką – zajęło mi to mało czasu bo brudny nie był . Ogólnie Saleem nie należy do grupy koni która intensywnie się tarza, a jednak chodzenie w derce tylko ułatwia sprawę w czyszczeniu. Kiedy dokończyłam pracę z sierścią zajęłam się kopytami . Po kolei podnosiłam nogi ogiera i czyściłam każdą z nich . Minęło więcej czasu bo teraz w zimę, a w sumie to chyba wiosnę (sama już nie wiem :P), wiadomo błoto chlapa i kilka kamieni się znalazło .
-Co robisz szalona – podeszła do mnie Magda i uszczypnęła mnie w tyłek. Oczywiście sprzedałam jej kopa żeby nie było. Lekkiego bo lekkiego ale się odwdzięczyłam za szczypanie.
- Postanowiłam zacząć ostro trenować nasze rumaki. Sezon się zbliża potrzebne im to, wy wszyscy już macie gotową rozpiskę koni na dziś do jazdy, więc lepiej zapoznałabym się na Twoim, Nathalie i Alexa miejscu co dziś macie robić :) - uśmiechnęłam się i powróciłam do czynności, a Magda chyba lekko zaskoczona odwróciła się na pięcie i ruszyła przeczytać ową listę. Kiedy już wszystkie czynności związane z czyszczeniem zostały wykonane włożyłam izabelkowi ogłowie z napierśnikiem, następnie oczywiście czaprak i siodło . Na końcu ochraniaczki, które chyba przypadły koniu do gustu ponieważ śmiesznie je oglądał na swoich nogach. Kiedy wszystko było gotowe nareszcie mogłam wyprowadzić mojego "dużego" wierzchowca ze stajni . Było w mirę ciepło, ale tylko 4 stopnie więc pomyślałam że warto jeszcze skorzystać z hali. A co! Skoro jest to czemu nie! I skoro tak na niej ciepło.
Wchodząc od razu zauważyłam że Alex ustawił parkur tak jak go poprosiłam.
-Dobrego mam chłopaka nie mały? – powiedziałam do ogierka który machną głową chyba na znak tego że chce już wejść . Tak więc nie przeciągając weszliśmy ramię w ramię, chociaż w sumie bardziej łeb w ramię, ale co tam. Po oględzinach stwierdziłam że możemy jechać . Wsiadłam na ogiera i ruszyliśmy najpierw kilka kółeczek w stępie. Następnie w kłusie potem po rozgrzewce konio był bardzo żwawy i skory do pracy. W tym samym czasie na halę wpadł Blowing Wind nasz pies na szczęście Alex szybko go zabrał, a Saleem nie przeją się tym zbytnio bo nie jest z natury koniem strachliwym, wręcz przeciwnie co do odwagi to można mu pozazdrościć. Pokłusowałam i porobiłam przy okazji trochę elementów ujeżdżeniowych, ogierek ładnie chodził, lekko i przyjemnie był łatwy w prowadzeniu. Następnie najechałam na drążki, Sal szedł ładnie równo, bacznie czekał na każdy sygnał wydawany ode mnie. Chodził po drągach bardzo czysto i elegancko jak nigdy, bo zawsze zdarzało się że czekał głównie na skoki, drążki mało go interesowały, teraz pozytywnie mnie zaskoczył :) Dobra pora na galop, Salek trochę się nakręcił i usztywnił na moment, jednak od razu wjechałam na koło i wyciszyłam malucha. Sal wrócił pod kontrolę bez najmniejszego problemu, pogalopowaliśmy dalej, porobiliśmy sobie lotne zmiany nogi i najechałam na drągi, trochę do nich odpalił, ale dał się przytrzymać i elegancko je pokonaliśmy. Pojeździliśmy te drążki od lewej do prawej i od prawej do lewej itd itd, maluch dziś świetnie współpracował. Teraz była najwyższa pora na SKOKI :D Rozprężyliśmy się na kopercie i stacjonatce z drągami, żeby się gimnastykował chłopaczyna. Mało mu się to podobało, ale nie buntował się przy tym, ewidentnie chciał dziś pracować. No dobra pora na jakiś parkurek coś :D Pierwszą przeszkodą była stacjonata 100 cm, którą ogier pokonał bez problemowo. Potem była wyższa koperta, wbrew pozorom trudna i wymagająca od konia i jeźdźca precyzji w najeździe, ale przeskoczył niestety wybił się trochę za późno i o mało co jej nie zrzucił, postanowiłam to powtórzyć i najechaliśmy jeszcze raz i tym razem poszło znacznie lepiej, w sumie idealnie. Następnie stacjonata 110 cm, taka sama co wcześniej, tylko już wyższa i tak samo Saleem pokonał ją śpiewająco . Potem jeszcze jedna stacjonata 105 cm, trochę niższa, ale bardzo kolorowa . Koń nie zawahał się i tym razem wyszło wspaniale, jestem dumna z syncia. Potem najechaliśmy na potrójny szereg :) okser 110 cm - 2 foule - stacjonata 115 cm - 2 foule - doublebarre 120 cm. Ogierek wjechał równo w szereg, okserek czysto równo do stacjonaty i piękny czysty skok ładne lądowanie i dojechaliśmy do dubelka, delikatne puknięcie w drąg, ale na czysto byłam zadowolona. Pogalopowaliśmy dalej, przed nami murek 115 cm chwila zawahania, ale pokonał go z zapasem. Dogalopowaliśmy do okserka z wodą 120 cm i zakończyliśmy na tripelku 115 cm, nad którym Saleek poszybował jak zły. Pokłusowałam i przeszłam do stępa odpocząć. Poprosiłam Alexa żeby podniósł mi cały parkur poza murkiem o 5 cm. Saleem jechał równo, teraz troszkę zgubiliśmy się w zakręcie do tripla, ale wyszliśmy z tego idealnie. Skok był ładny czysty i z zapasem :) Rozkłusowałam chłopaka na luźnej wodzy z 10 minut, klepiąc go radośnie po szyi bo byłam w szoku i mega szczęśliwa że tak ładnie dziś chodził.
Musimy jeszcze popracować nad zakrętami, żeby nie utracać tempa i równo z nich wychodzić.
Kiedy koń już się rozluźnił zupełnie przeszłam do stępa i poluzowałam popręg . Tak w dobrych humorach wyszliśmy na dwór, nie było koszmaru w postaci zamrożenia o dziwo, chyba temperatura delikatnie podskoczyła. Postępowaliśmy z 15 minut. Zabrałam konia do stajni zdjęłam wszystko i przetarłam sierść szczotką a następnie zabrałam na myjkę porządnie mu schłodzić nogi. Następną czynnością było posmarowanie kopyt smarem i profilaktycznie psiknęłam strzałki Kubatolem, lepiej zapobiegać niż leczyć :)
Kiedy skończyłam dałam koniu całusa w chrapy dałam mu smakołyka i duuuużą marchewę. Poklepałam go jeszcze i wpuściłam do boksu.
-Dobra Saleem, poszło Ci doskonale – pogłaskałam ogiera, on w odpowiedzi pyknął mnie głową. Zasypałam go jeszcze pochwałami co bardzo lubi i po drugiej marchewce a nawet trzeciej :P oddaliłam się zostawiając go z przysmakiem w żłobie. Kochany maluch. Ruszyłam w stronę domu i postanowiłam zrobić zebranie bo widze że kartka nie pomogła, bo przecież po co przeczytać że muszą dziś popracować. Wydarłam się wołając wszystkich do siebie, zbiegli się w mig!
- No halo czy ktoś tu umie czytać?! Chyba rozpisałam treningi dla was na dziś i to sporo a wy siedzicie na tyłkach i nic... Co jest do cholery? - spytałam lekko zdenerwowana obrotem sytuacji.
- Dobra Mi już bierzemy się do pracy spokojnie... - Zaczął Alex
- No będzie spokojnie jak najbardziej na koniec dnia, jak wszystko będzie zrobione... Zapraszam konie macie po przydzielane, dziś ja poprowadzę wam treningi i to wcale nie lekkie, wygraliście los na loterii - uśmiechnęłam się szyderczo - ohhh! Cóż za szczęście nie? Przebierać się i sio do stajni ja już tam idę i za 5 minut was tam widzę koniec! - skończyłam moją piękną wypowiedź i nie słuchając nikogo ruszyłam do stajni i oczekiwałam na moich kochanych pracowników wraz z moim chłopakiem na czele.
Rozdzieliłam rumaki zaczynaliśmy od dresażu i tak oto minął mi cały dzień na wyżywaniu się na moich leniwych ludziach ;)