Niestety zima przyszła wcześniej niż się spodziewaliśmy i dwa dni przed planowanym Hubertusem spadła dość gruba warstwa śniegu. Szybko zadzwoniłam do wszystkich uczestników imprezy i uprzedziłam ich, żeby wzięli jakieś ciepłe ubrania, bo zima w górach bywa dość nieprzewidywalna. Ku mojemu zaskoczeniu i uldze nikt nie chciał się wycofać z udziału w imprezie.
Dzień przed imprezą usilnie zastanawiałam się na jakim koniu mam jechać. Początkowo planowałam wziąć Draco lub Florkę, ale okazało się, że spora większość uczestników będzie dosiadać dużych koni chodzących WKKW. I o ile wciąż uznaję hucuły za niesamowicie dzielne rumaki, to jednak na szybkość mają małą szansę z hanowerem. Wzięłabym Summera, ale był on ostatnio ostro roztrenowany, a poza tym istniała spora szansa, że folblut kompletnie nie będzie się umiał zachować w grupie galopujących koni. W końcu wraz z Paulą (która miała robić za obstawę) ustaliłyśmy, że dobrym koniem będzie Path. Tego świra nikt nie dogoni, a nawet jeśli to jest to przecież koń chodzący cutting, więc potrafi zawracać w pełnym galopie i wykonywać takie wygibasy że prawa fizyki go nie dotyczą. Genialny pomysł. Dla Pauli musieliśmy z kolei wybrać jakiegoś w miarę spokojnego konia. Padło na Snake's, która jest matką Patha. No idealnie!
Tego samego dnia zaczęli zjeżdżać się uczestnicy. Chyba wszyscy przyjechali zza granicy, dlatego właśnie ich przyjazd był zaplanowany na dzień wcześniej - żeby oni i konie mogli odpocząć.
W dzień Hubertusa wszyscy wstali punktualnie, pokłócili się trochę o kolejność wchodzenia do łazienki (żeby nie było, ja też brałam w tym udział), po czym usiedliśmy do śniadania. Nie było to nic wyszukanego, ale nikomu jakoś szczególnie to nie przeszkadzało. Właśnie przy śniadaniu omówiłam zasady - jedziemy w teren na około 45 minut, głównie po to, żeby rozgrzać konie i ogólnie dla zabawy, a potem na łące będziemy się ganiać. Powiedziałam też trochę o zasadach BHP, że nie wolno łapać za wodze koni innych uczestników (ani w ogóle ich dotykać najlepiej), ściągać innych jeźdźców z siodeł itd. Uważam, że warto mówić o takich rzeczach.
Po śniadaniu wszyscy poszliśmy do stajni szykować konie. Path został wczoraj umyty suchym szamponem, czy jakimś innym cudownym kosmetykiem i ubrany w derkę, przez co zachował swoją oryginalną maść. Ogólnie czyszczenie koni przebiegało w miarę spokojnie, poza tym że Path chciał wdzięczyć się do wszystkich klaczy. Na szczęście wystarczyło przywiązać go z dala od innych koni i już było dobrze.
W końcu, gdy wszyscy byli gotowi wsiedliśmy na rumaki, ustawiliśmy zastęp i stępem ruszyliśmy przez zagajnik w stronę łąki. Jechałam jako pierwsza na Pathu, który na szczęście ogarnął się na tyle, że nie musiałam się martwić o to, że będzie kogoś zaczepiał. Za mną jechała Marry na kucyku Joly'm, która była najmłodszą uczestniczką i szczerze mówiąc jej wiek trochę spędzał mi sen z powiek przez ostatnie kilka nocy. To między innymi z jej powodu jechała z nami Paula, tak na wszelki wypadek jakby coś się miało stać. Za kucykiem jechała Zafira na pięknym izabelowatym arabie. Pomimo że Samalon nie był dużym koniem i zdecydowanie odstawał w tej kwestii od pozostałych koni (nie licząc oczywiście Joly'ego), to wiedziałam że koni tej rasy nie wolno nie doceniać jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju gonitwy. Może i są małe, ale bardzo szybkie i zwrotne. Za arabem jechała Agness na siwym Ultron's Vision, Shamvari na gniadej Samvaii i Ruska na również gniadaj Genoshii. Były to trzy duże konie chodzące wysokie ujeżdżenie o ile jeśli chodzi o zwrotność pewnie uległyby arabowi, to jednak prawdopodobnie miały przewagę w prędkości. Na końcu jechała oczywiście Paula na Snake's, która zachowywała się tak jakby codziennie chodziła w tereny z pięcioma obcymi końmi.
Po wjeździe na łąkę postanowiliśmy ruszyć kłusem. Niestety problem polegał na tym, że WKKWiści stawiali długie kroki i naturalnie poruszali się w dość żwawym tempie, z kolei Joly ze swoimi krótkimi nóżkami może i potrafiłby iść w takim samym tempie, ale po pierwsze byłoby to dla niego męczące, a po drugie Marry musiałaby anglezować w jakimś zabójczym tempie. Jechaliśmy więc tempem, które było prawdopodobnie za lekko za szybkie dla kuca i lekko za wolne dla dużych koni, idealne natomiast dla tych średnich koni. Jakoś trzeba było jechać.
Ogólnie konie zachowywały się całkiem nieźle. Trochę bałam się faktu, że mamy w zastępie cztery ogiery, ale Path był skupiony na prowadzeniu zastępu, Joly chyba na tym żeby nie zostać w tyle. Samalon był zdziwiony widokiem śniegu i szedł dość śmiesznie wysoko unosząc nogi i furkając w kierunku podłoża. Nie był przestraszony, bardziej zdziwiony i zainteresowany. Po jakimś czasie chyba przywykł bo zaczął iść normalnie. Ultron's Vision szedł dość grzecznie, ale co jakiś czas próbował się odwrócić i chyba ewakuować się w stronę stajni. Agess na szczęście w końcu dobitnie mu pokazała że nie wolno tak robić i siwek trochę się ogarnął. On też był lekko zdziwiony widokiem śniegu, ale nie zachowywał się aż tak śmiesznie jak arab. Genoshia i Samvaia natomiast zachowywały się wręcz idealnie, widać było że to na prawdę grzeczne konie. Snake's dalej miała wszystko gdzieś.
Przejechaliśmy łąkę kłusem, zwolniliśmy do stępa, zjechaliśmy w dół (niektóre konie ślizgały się na śniegu, ale w końcu obyło się bez ofiar) i ponownie ruszyliśmy kłusem dłuższy kawałek. W końcu na długiej prostej drodze zagalopowaliśmy. Początkowo galopowałam dość wolno, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Nagle tuż obok mnie przeleciał Joly i poczułam, że Path rwie do przodu a ja tracę kontrolę. Na szczęście Path miał na sobie ogłowie z mocną czanką, więc uwiesiłam się na wodzach i zatrzymałam go, następnie odwróciłam w poprzek drogi, żeby zablokować drogę innym koniom, żeby nie pognały za kucem. Puściłam tylko Paulę, która udała się galopem za Marry i Joly'm, żeby ich złapać. No pięknie. Zapytałam wszystkich czy żyją i jak się z tym czują. Okazało się, że tak na prawdę nic poważnego się nie stało poza tym, że Vision bryknął dość mocno prawie (na szczęście prawie) wysadzając Agness z siodła i kopiąc przy tym Samvaię. Na szczęście Shamvari twierdziła, że zdążyła w porę skręcić w bok i siwy ogier nie trafił ani jej ani klaczy.
Ponownie ustawiliśmy zastęp i ruszyliśmy w stronę w którą uciekł kucyk i goniąca go Paula. Po chwili, gdy konie trochę się uspokoiły ruszyliśmy kłusem. Co chwilę zerkałam do tyłu, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Na szczęście było nieźle.
W końcu, za zakrętem zobaczyłam stojącą luzem Snake's. Obok stała Paula trzymając za wodze kuca i jednocześnie otrzepując Marry ze śniegu. Okazało się, że dziewczynka spadła, ale na szczęście w śnieg, więc nic poważnego jej się nie stało i chce wsiąść z powrotem na konia. Ruska zaproponowała, że może oddać Marry Genoshię, bo to bardzo spokojna klacz, która nie zrobi nic głupiego. Dziewczynka jednak oświadczyła, że wsiądzie na Joly'ego i z pomocą Pauli wgramoliła się na siodło. Dzielna mała.
Paula dosiadła Snake's, jeszcze raz upewniła się, że z Marry wszystko w porządku i jeszcze chwilę jechała obok dziewczynki. Kiedy upewniła się, że wszystko jest w porządku przepuściła inne konie i została z tyłu zastępu. Słyszałam z tyłu jak Zafira mówi coś do Marry spokojnym tonem.
Po tej przygodzie nie miałam ochoty już na galop i cholernie się bałam, ale wiedziałam że trzeba rozgrzać konie. Przed tym jednak zadzwoniłam go Antka, który został w stajni, żeby za 20 minut przyszedł z Karen na łąkę na której miał być Hubertus.
Mary oświadczyła, że możemy ruszyć kłusem, więc zrobiliśmy to. Joly w kłusie zachowywał się całkiem nieźle, a Mary była dzielna. Słyszałam jak jadąca za nią Zafira wydaje dziewczynce co jakiś czas rady dotyczące użycia pomocy i dosiadu. Trochę mnie to uspokoiło.
Zagalopowaliśmy jeszcze raz, tym razem na bardzo wąskiej ścieżce, na której nie było szans wyprzedzania. Joly został więc w zastępie, a dzięki temu Mary trochę bardziej uwierzyła w swoje siły.
W końcu powróciliśmy na łąkę. Czekała już tam Karen, więc Paula i Mary podjechały do niej i wytłumaczyły co się stało. Karen chyba się tym przejęła, bo po chwili zobaczyłam jak Mary zsiada z kuca, a Karen na niego wsiada. Krzyknęłam do pozostałych jeźdźców, żeby uważali, bo może być ostro. Na szczęście żaden z koni się nie przestraszył ani nie próbował ponosić. Tylko Vision ponownie próbował zawracać w stronę stajni, ale Agness ponownie dała radę go powstrzymać. Wyglądało na to, że to normalna zagrywka tego konia i dziewczyna już się do tego przyzwyczaiła. Karen przegalopowała kuca, który zaczął wyglądać na zmęczonego. W końcu oddała go Marry. Dziewczynka wsiadła i ruszyła kłusem w naszą stronę.
W tym momencie miał się zacząć Hubertus, więc jeszcze raz objaśniłam wszystkie zasady, po czym przypięłam sobie kawałek sztucznego futra do ramienia i oddaliłam się od grupy. Miało to wyglądać tak, że Paula miała dać sygnał jeźdźcom do ruszenia gdy uznała że ja dostatecznie się od nich oddaliłam. Pogłaskałam Patha po szyi, powiedziałam mu że na razie spisał się milion razy lepiej niż się po nim spodziewałam i poprosiłam żeby jeszcze raz dał z siebie wszystko. Usłyszałam jak Paula krzyczy "Start!".
Teraz słyszałam już nie tylko skrzypienie śniegu pod kopytami Patha, ale dudnienie jakby zbliżało się do mnie stado nosorożców. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam pędzące stado. Szybko skierowałam Patha mocno w lewo, co spowodowało że rozpędzone stado musiało najpierw stracić prędkość, skręcić, po czym ponownie przyspieszyć. Najlepiej wyszła na tym, ku zaskoczeniu nikogo, Zafira na izabelowatym Salamonie. Arab znacząco wysunął się na prowadzenie, ale był w jeszcze sporej odległości ode mnie. Tuż za nim galopowała wciąż nabierająca prędkości Samvaia pod Shamvari. Ponownie ostro skręciłam i prawie zderzyłam się z siwym Visionem. Agness widocznie jakimś cudem to przewidziała (albo strzelała, nie wnikam) i postanowiła sprytnie pojechać na skróty. Dziewczyna wyciągała rękę ku mojemu ramieniu, ale na szczęście w ostatniej chwili udało mi się uciec. Przez jakiś czas galopowałam samotnie po łące czując się jak kowboj na westernie. Path był w niebo wzięty. Widziałam kątem oka jakieś zamieszanie i że ze stada koni wyłania się Ruska i Marry. Joly po lekcji od Karen chyba się ogarnął, bo galopował właśnie na czele kolumny koni. Trwało to jednak dosłownie sekundę, bo po chwili został wyprzedzony przez Genoshię, Samvaię i Samalona. Visiona nigdzie nie było widać, chyba Agness knuła kolejny sprytny plan. Samvaia odbiła od stada i na skróty zbliżała się w moją stronę. Galopowałam wzdłuż lasu, więc nie za bardzo mogłam uciec w bok bez narażenia siebie i konia na utratę kilku zębów. Po chwili Samvaia zrównała się z nami. Próbowałam przyspieszyć Patha, ale ogier chyba jechał na pełnej prędkości, bo nie chciał odpowiedzieć na sygnał. Szczurzył się tylko w stronę gniadej klaczy, co wskazywało na to, że bardzo chce jej uciec. Shamvari już wyciągała rękę w stronę mojego ramienia, kiedy Path bardzo gwałtownie zahamował, przysiadając na zadzie. Stało się to tak nagle i tak szybko, że wyleciałam z siodła i zawisłam na szyi ogiera. Byłam pewna, że już leżę na ziemi z połamanymi kośćmi, bo za nami przecież pędziło stado rozpędzonych koni. Następnie poczułam, że Path odwraca się i zaczyna galopować w odwrotnym kierunku, co uświadomiło mi że nie leżę na ziemi, tylko wiszę mojemu koniowi na szyi, a koń nabiera prędkości. Wgramoliłam się na siodło i zobaczyłam, że podczas gdy my (albo właściwie kiedy mój koń) zmieniliśmy trajektorię lotu, inne konie pogalopowały dalej i dopiero teraz zawracały w naszym kierunku. Path zdecydowanie ma ukryty talent reiningowy, powinnam o tym powiedzieć Pauli. Dotknęłam ramienia, żeby upewnić się, że kawałek futra dalej tam jest. Na szczęście go nie zgubiłam. W tym właśnie momencie pojawiła się Agnes na Visionie, galopująca na nas z naprzeciwka. Była to na prawdę ciekawa taktyka i teraz nie czułam się już jak kowboj, ale bardziej jak rycerz podczas turnieju. Agnes wyciągnęła rękę w moim kierunku, a ja szybko skręciłam w lewo tak, że po pierwsze lekko zajechałam siwemu ogierowi drogę, a po drugie byłam do Agnes ustawiona tym ramieniem bez futra. Było na prawdę blisko. Niestety żeby wykonać ten manewr musiałam lekko zwolnić, co wykorzystała Zafira. Nagle zrównał się ze mną El Samalon, pędzący z taką prędkością, że jego nogi były po prostu rozmazaną plamą żółci. Nie za bardzo wiedziałam co zrobić, więc przygotowałam się na to, że Path zaraz wykręci jakiś numer. I faktycznie wykręcił, bo skręcił nagle ostro w prawo. Poczułam szarpnięcie za ramię, ale Zafirze nie udało się zerwać futra. Musnęła je tylko palcami. I w tym właśnie momencie poczułam dużo mocnieje szarpnięcie za ramię i ujrzałam jak obok mnie galopuje uśmiechnięta Ruska wymachując kawałkiem sztucznego futra, które przed chwilą było przyczepione do mojego ramienia. Spryciara, musiała podjechać do mnie jakoś na skróty. Nie za bardzo właściwie wiedziałam co się stało, ale w sumie cieszyłam się, że to już koniec, bo Path wyglądał jakby go ktoś próbował utopić w rzece.
Podniosłam rękę do góry dając sygnał że gonitwa zakończona. Odbyliśmy jeszcze krótką rundę honorową dookoła łąki za Ruską i Genoshią.
Rozstępowanie koni trwało wieczność. Żeby nie kręcić się dookoła po łące ruszyliśmy w krótki teren kłusem a następnie stępem. Jechaliśmy po łąkach i górkach i łąkach i przy okazji wymieniałyśmy swoje spostrzeżenia dotyczące gonitwy. Ogólnie wszyscy wyglądali na zadowolonych, choć trochę zmęczonych. Nawet Mary wyglądała na zadowoloną.
W końcu dotarliśmy do stajni. Antek, Łukasz, Darek, Gosia i Magda pomogli uczestnikom jak najszybciej uporać się z końmi. Wszystkie zostały ubrane w derki polarowe i zamknięte w stajni. Nastawiłam sobie przypomnienie w telefonie na za godzinę, żeby wtedy dać im siana i wody. Nie chciałam dać im teraz i ryzykować kolką, bo konie były na prawdę zgrzane mimo bardzo długiego stępa.
Uznaliśmy, że ognisko to słaby pomysł przy ujemnej temperaturze, więc poszliśmy do domu, gdzie ktoś mądry i przewidujący rozpalił w kominku i przygotował gorącą czekoladę i wrzątek na herbatę, jak również coś ciepłego do jedzenia. Do późnych godzin wieczornych siedzieliśmy przy kominku pijąc gorące napoje, jedząc ciasto oraz rozmawiając.