001. Trening z Laylą w Crystal Perfect - 26.06.2010

- Ehm… przepraszam – usłyszałam głos – czy pani nazywa się Layla ?
Odwróciłam się. Stała tam kobieta w wieku około lat 25. Miała marchewkowe włosy i nieprzenikliwe oczy spoglądające na mnie ciekawie.
- Tak – powiedziałam – w czym mogę służyć ?
- Słyszałam, że zamierza pani sprzedać konia. Chciałabym go zobaczyć.
- Oczywiście, zaraz zawołam koleżankę, bo ja niestety zabieram się na trening.
- Dobrze, w takim razie do zobaczenia
- Tak, do widzenia.
Zawołałam Agnieszkę.
- Tam jest pani, oprowadź ją po stajni, chce obejrzeć konia na sprzedaż .
- Jasne !

Złapałam torbę ze szczotkami, siodło z czaprakiem, derkę, ogłowie i ruszyłam w stronę boksu Callinki. Gdy tylko zapukałam cichutko w boks podeszła do mnie i słodko mrugnęła.
-Cześć piękna – powiedziałam – dzisiaj idziemy na cross. Cieszysz się?
Weszłam powoli do jej boksu, delikatnie ją pogłaskałam i założyłam na głowę kantarek. Przypięłam do niego uwiąz i wyprowadziłam ją na zewnątrz stajni. Przywiązałam do koniowiązu i zaczęłam dokładnie czyścić. Zaczęłam od kopyt. Delikatnie podniosłam jej nogę i powoli zaczęłam czyścić jej strzałkę. Potem wzięłam kolejną nogę. Kiedy wyczyściłam jej już dokładnie nogi, wzięłam szczotkę ryżową i dokładnie wyczyściłam jej całą sierść. Potem miękką i zgrzebłem 
starłam z niej resztki brudu. Wyglądała pięknie. Zabrałam się za grzywę, jednak po chwili uznałam, że nie będę jej czesała, gdyż za godzinę i tak wszystko będę musiała robić jeszcze raz. Założyłam więc na nią czaprak, siodło i ogłowie, po czym zaniosłam szczotki do siodlarni.

Jeszcze jedna dziurka …. jest ! Popręg był już dopięty. Wsiadłam na nią i zaczęłam stępem iść w stronę toru crossowego. Zrobiłam potężnekoło, poćwiczyłam zatrzymania i ruszyłam kłusem. Chwilę kłusowałam z anglezowaniem, potem ruszyłam kłusem ćwiczebnym. Po chwili, gdy w oddali pojawiła się pierwsza przeszkoda, ruszyłam galopem. Był to duży rów. Bez zastanowienia przyśpieszyłam. Wybiłyśmy się tuż nad przepaścią. 
- Brawo, pięknie. – poklepałam Just.
Nie było jednak czasu gdyż widziałam już wysoki płot. Ponownie przyśpieszyłam, dałam Just lżejszą wodzę i przeszkoczyłyśmy z ogromnym zapasem.Na chwilę przeszłam do kłusa, gdyż nie widziałam jeszcze następnej przeszkody. Zrobiłam ósemkę i slalom. Zagalopowałam i zobaczyłam kolejną przeszkodę – zwalone drzewo. Nie było duże i Just nie miała problemu z przejechaniem jej. Przyśpieszyłam. W oddali leżało już kolejne zwalone drzewo. Postanowiłam
pójść na całość. Puściłam wodzę, złapałam ją za grzywę i dałam łydę. Just zrozumiała co się dzieje, przyśpieszyła i lekko wzbiła się w górę, tak , że międzynami a przeszkodą było jakieś 35 cm zapasu. Poklepałam ją i dałam spokój wodzy. Droga była prosta , a Just dobrze znała tą okolicę. Przeszłam do kłusa, następnie do stępa. Stanęłam, wodzę założyłam za siodłem i trochę ją poluzowałam, żeby jej nie ciągnęła. Wsiadłam i zagalopowałam. Uwaga … żywopłot. 
Wysoki skok… Hmm , bardzo ładnie ! Chociaż coś chyba jest nie tak… Zatrzymałam ją, zeszłam i wróciłam do żywopłotu. Nie zobaczyłam tu nic. No cóż. Nie ważne. Może się przesłyszałam? Weszłam na nią spowrotem, zagalopowałam i to w najlepszym miejscu bo zaraz przed rzeką, za którą był szlaban. No pięknie. Przyśpieszyłam , zmieniłam nogę, wielkim susem przeskoczyłam przez rzekę i wyskoczyłam kilka centymetrów przed szlabanem. Przeskoczyła go , lekko zmęczona.
- Cudnie , moja cytrynko !
Dalej nie było już żadnych przeszkód. Przeszłam do kłusa , potem do stępa i dojechałam powoli do stajni.

No cóż. Jak widać dzisiaj poszłyśmy na całość. Rozumiemy się doskonale, jesteśmy dla siebie stworzone! Gdy tylko wróciłyśmy do stajni, Just dostała pić i założyłam jej derekę. To niestety nie był koniec treningów na dziś {moich xd}. Just pokazała, że jest klaczą z charakterem. Brawo, maleńka !