Dzisiejszym hasłem dnia było "trenujemy poprzez dobrą zabawę". Jak więc inaczej świętować taki dzień, jeśli nie poprzez trening z końmi do trailu? No właśnie, innej odpowiedzi na to pytanie naleźć nie mogłyśmy. Tak więc wraz z Delaney i Megan pognałam do stajni, gdzie czekały na nas nasze trzy trailowe rumaki. Megan od razu zapowiedziała, że jeśli damy jej Weapon, to nam nogi z... to będzie zła, więc przydzieliłam jej Fast, Moon trafiła się Deli, a ja sama postanowiłam wsiąść na arabską Neskę. Wyprowadziłam gniadą z boksu i zaczęłam ją czyścić. Na szczęście poszło mi dość szybko, choć Dela już czekała na nas z Moon na szumnie nazwanym 'dziedzińcu', a Megan zapinała już wszystkie paski przy ogłowiu, podczas gdy ja dopiero zabrałam się za zapinanie ochraniaczy. Oczywiście w umownym miejscu zbiórki znalazłam się jako ostatnia, no ale czy to w ogóle kogoś dziwi? Wskoczyłam na grzbiet Neski i całą trójką pojechałyśmy na halę, gdzie przed przygotowaniem koni rozstawiłyśmy sobie już wszystkie przeszkody. Bramki, mosty i inne rzeczy, które się znalazły gdzieś w magazynie. Zaczęłyśmy stępować, przy okazji obgadując konie, a nasze trzy klaczki świetnie się razem dogadywały i na dzień dobry Ness próbowała zaczepić Fast, która przecież słynie już ze stoickiego spokoju. Wieść niesie, że nawet jak inny koń gryzie ją w zad, Whiz jest oazą spokoju. Po rozstępowaniu zaczęłyśmy kłus, jakieś wolty, coś tak dla rozgrzewki, potem przeszłyśmy do galopu, kilka popisowych kółek w trzytaktowym chodzie i pięknie. Tebessa była trochę zaniepokojona nowym miejscem, jednak szybko się opanowała i pracowała bardzo ładnie. Wtedy zaczęłyśmy się bawić na trasie trailowej. Podczas, gdy Megan męczyła Fast przełażeniem przez drągi bokiem, tyłem, skosem, przodem i na wszelkie inne sposoby, a Delaney tłumaczyła Moon, że ma podejść do tej bramki, bo przecież ona nie ma trzymetrowej ręki i jej nie otworzy, ja postanowiłam z Tebessą zacząć od mostu. Mały, półkolisty, drewniany przedmiocik, niepozorny, ale jak groźny! Neska dzielnie stawiła mu czoło, kładąc kopyto na pierwszej desce i już chciała postawić drugie, trzecie i czwarte, gdy nagle uznała, że to przecież straszne i wolała przeskoczyć podejrzany obiekt. Zatrzymałam ją i ponowiłam próbę. Tym razem już zrozumiała, że się tak łatwo od zadania nie wymiga i pokonała przeszkodę ładnie. Wtedy zauważyłam, że Megan skończyła drągową okupację i przeszła do kładek, więc postanowiłam dla odmiany pognębić arabkę podnoszeniem nóg nad porozrzucanymi na wsze strony drągami. Przez korytarzyki z drągów chodziła ładnie, nad drągami także. Miała trochę kłopot z przejściem nad drągiem, gdy ten musiał znajdować się pomiędzy jej przednimi i zadnimi nogami, a ona miała iść wzdłuż niego, jednak w końcu i z tym dała sobie radę. Później zamieniłam się z Delą i zabrałam się za bramkę. To akurat poszło nam ładnie i zgrabnie, więc pochwaliłam klacz i dałam jej moment odpoczynku, więc miałam chwilę na rozejrzenie się po obecnych. Megan perfekcyjnie współpracowała z Fast, a Dela mimo drobnych nieporozumień, także doskonale sobie radziła z Moon. Z doświadczenia wiem, że Weapon to straszny zgredek, jak już jej coś nie podpasuje, wiem, bo mam ją pod opieką i jestem na zgredka skazana na wszystkich zawodach, ale wiem też, że poprawnie poprowadzona daje z siebie wszystko, a nawet więcej, niż wszystko. Gdy dziewczyny skończyły pracę, rozstępowałyśmy konie i pojechałyśmy do stajni. Po rozsiodłaniu dokładnie je spłukałyśmy na myjce i wypuściłyśmy na padoki. Oczywiście Neska nie jest już tak czysta, jak była na treningu, bo od razu znalazła na padoku największe piaski i ozdobiła sierść piaszczystą panierką.