002. Trening trailowy z Abigail w Estrella Baroque Stud - 17.08.2017

W planach był dość długi teren, jednak ze względu na coraz częstsze deszcze oraz burze i ciągłe zmiany pogody uznaliśmy, że bezpieczniej będzie zostać na terenie ośrodka. W związku z tym Megan wykazała się inicjatywą twórczą i zarządziła trening westernowy w dyscyplinie trailu. Większość szybko przystała na tę propozycję i pozgłaszali się chętni na trening. Poprzydzielałam konie i poszliśmy do stajni. Od razu zabrałam się za czyszczenie mojego srokatego wałacha, bo jego pierwszorzędnym hobby było tarzanie się w błocie powstałym przez deszcze na padokach, zatem było co robić. Względnie szybko poradziłam sobie z jego plamami na całej sierści i zaczęłam zakładać mu sprzęt. Ochraniacze, zielonawy pad, siodło, ogłowie. Gdy byliśmy już gotowi, wyprowadziłam go na zewnątrz, a następnie poszliśmy na halę. Niestety warunki pogodowe nijak nie pozwalały na intensywniejszy trening na placu. Zresztą nasz parkur z kwarcykiem wyglądał bardziej jak jezioro. Dopóki to wszystko nie wyschnie, czekają nas treningi na halach.
Weszłam do środka i od razu zauważyłam, że Megan naprawdę się postarała. Poustawiała chyba wszystkie możliwe przeszkody, jakie tylko znalazła w magazynie tej hali. Przez moment przed oczy wskoczył mi obraz tej drobnej w gruncie rzeczy dziewczyny taszczącej wszystkie te przeszkody z maniakalnym śmiechem. Dopiero po chwili dociągnęłam srokatemu popręg i wsiadłam. Na hali było już kilka osób. Liv, która miała po raz pierwszy pracować z Alegrią. Abigail i Tebessa. Delaney oraz Moon. Czyli czekaliśmy na jeszcze dwie osoby. Stępując na srokatym, trochę pozwiedzałam cały ten tor przeszkód. Na niektórych przeszkodach było widać nawet ślady błota, co oznaczało, że szalona Megan taszczyła je przez to błoto z placu. Gdy tak oglądałam te przeszkody, dotarły do nas nasze dwie zguby i mogliśmy rozpocząć porządniejszy trening. Na początku dobre rozstępowanie. W tym czasie Megan dosłownie zadręczała nas historiami dotyczącymi jej ostatnich wyjazdów na zawody, aby w końcu przejść do złej wiadomości w postaci odcięcia od świata przez drzewo, które w trakcie ostatniej burzy zostało zwalone i zagradza drogę do nas. Pięknie po prostu. Dopóki tego nie zabiorą, koniowozy nie przejadą. Choć pocieszała mnie informacja, że jakieś służby już się tym zajęły.
Po dziesięciu minutach stępa i ciągłej gadaniny Megan, zaczęliśmy kłusować. Każdy na swoją rękę rozprężał swojego konia. Z Agamotto próbowaliśmy kół, serpentyn, dosłownych slalomów pomiędzy leżącymi wszędzie przeszkodami. Po rozkłusowaniu każdy zagalopował sobie po dwa razy na każdą ze stron i wtedy Megan znów przejęła pałeczkę dyrygenta. Ustaliła nam tak naprawdę cały plan treningu. Zabraliśmy się zatem za pracę. Ja zaczęłam od bramki. Srokaty bardzo szybko postawił uszy i zainteresował się bramką. Podjechaliśmy na tyle blisko, że mogłam bez problemu zdjąć linkę i przejechać. Obróciłam go i zamknęłam bramkę. Cały czas stał bardzo grzecznie i nie kręcił się. W tym samym czasie Liv i Alegria pokonywały mostek i kładki. Klacz pracowała naprawdę ładnie. Poison i Tebessa pracowali na drągach, Tebessa parę razy stuknęła w drąg, ale za każdym razem się poprawiała i nie popełniała dwa razy tego samego błędu. Moon była w swoim żywiole. Ta klaczka z każdą chwilą coraz lepiej radziła sobie z każdą przeszkodą. Megan i Fast rzuciły się natomiast na przenoszenie przedmiotów. Klacz bezproblemowo radziła sobie ze swoim zadaniem. Zmieniałyśmy się tak, aby każdy koń przynajmniej raz pokonał każdą przeszkodę, a jeśli cokolwiek zrobił źle, powtarzał, aż zauważyłyśmy poprawę. Tym sposobem spędziłyśmy na treningu dobrą godzinę, ale trzeba przyznać, że wszystkie konie bardzo dobrze się spisały. Poklepałam srokatego po szyi i rozstępowałam na koniec.