001. Teren w Summer Berry na spotkaniu integracyjnym - 21.06.2013

Od samego rana w stajni panował wielki rozgardiasz. Stajenni przygotowywali boksy dla przyjezdnych koni, Jace z Cameron sprzątali siodlarnie, dziewczyny ogarniały pokoje a Pani Charlotta piekła swoje popisowe ciasteczka. Ja z Venus zaś przemieszczałam się z miejsca na miejsce, pilnując tego całego bałaganu… Czas leciał nieubłaganie, ale na godzinę 9,00 wszystko było już gotowe. Cała kadra Summeru, z niecierpliwością czekała na przyjazd obozowiczek, aż na horyzoncie pojawiła się pierwsza przyczepa. Samochód toczył się powoli po brukowanej alejce aż zajechał na dziedziniec, gdzie wszyscy popędzili się przywitać. Zielone logo Anarkii na czarnym tle, tak to na pewno Esmeralda z jednym ze swoich wspaniałych hucułów. Po wstępnym przywitaniu i zapoznaniu się z naszymi pracownikami, kobietka poszła na tył żeby wyprowadzić Dracule. Matt natychmiast przechwycił wałacha i zaprowadził go do boksu na odpoczynek. Dziewczyna nie marnując czasu, zabrała się do rozpakowywania sprzętu. Swoją gotowość do pomocy bezzwłocznie zgłosił Jace co nie ucieszyło Venus, jednak widziałam po niej że stara się to ukryć. Nie było jednak czasu na takie drobiazgi bo zanim się obejrzałyśmy na dziedziniec zawitały Zafira z Veroniką. Ich piękne koniska dołączyły do hucuła a dziewczyny z pomocą Cameron zaczęły roznosić swoje rzeczy. Następnie pojawiła się Ruska ze swoją klaczą a na końcu Khaleesi z Bailariną. Gdy wszystkie konie stały już napojone w stajni a dziewczyny odniosły ich rzeczy do siodlarni, udałyśmy się z bagażami do naszego domu. Nasza gosposia w dalszym ciągu krzątała się w kuchni przygotowując poczęstunek, a my oprowadziłyśmy naszych gości po domu. Pokoje zostały podzielone następująco : Ja + Zafira u mnie w pokoju, Venus + Esmeralda w pokoju Venus a Khaleesi, Veronika i Ruska w 3 osobowym pokoju gościnnym. Gdy Zafira trochę się rozpakowała i oswoiła, udałyśmy się na dół do kuchni. Po drodze zgarnęłyśmy Ruske z współlokatorkami. Ven i Emeralda czekały już na nas a Pani Charlotta kończyła nalewać truskawkowy kompot własnej roboty. Nie czekając dłużej laski zabrały się do pałaszowania słodkości. Oczywiście na stole nie zabrakło również ekologicznych truskawek, wiśni czy poziomek przygotowanych z myślą o Esmeraldzie :)
Gdy prawie wszystko zniknęło z blatu całą grupą wyszłyśmy na dwór, gdzie skierowałyśmy się na pastwiska a następnie na wybieg klaczy. Kobyłki zaciekawione naszą wizytą, grzecznie podeszły i dały się pomiziać. Gdy odgoniłyśmy się od stadka niedopieszczonych nieparzystokopytnych, przeszłyśmy przez całe pastwisko, a następnie zaszłyśmy do ogierów. Panowie nie byli zainteresowani wizytami i bezczelnie nas zignorowali. Na dalsze zwiedzanie robiło się za gorąco, dlatego wróciłyśmy do domu. Osiadłyśmy w klimatyzowanym salonie, a Ven od razu poleciała po mrożoną lemoniadę. Czas zleciał na rozmowach i zanim się obejrzałyśmy Pani Charlotta przyszła oznajmić że obiad na stole. Przygotowała pyszne brokuły na wodzie, z ryżem i kurczakiem a dla Esmeraldy z podwójną sałatką. Oczywiście nasza gosposia nie wypuściła nikogo, aż wszystko nie zniknęło z talerzy. Gdy tak już się stało wszystkie rozeszły się żeby przetrawić bycze porcje summerowego jedzenia. Około godziny 16.00 gdy żar popołudnia już trochę zelżał zwołałam wszystkie dziewczyny wtórnie do salonu.
- To jak ? Jedziemy nad jezioro ? – zapytałam, oczekując aż wyrażą swoje zdanie na ten temat. Praktycznie wszystkie pokiwały ochoczo głowami i popędziły się przebrać. Ja również poczłapałam do mojego pokoju i zaczęłam szukać w szafie mojego ulubionego bikini. Gdy już przekopałam całą zawartość i wreszcie wyciągnęłam strój kąpielowy, luźną rozpinaną koszulę i cienkie bryczesy, udałam się do łazienki. Dwie łazienki na 7 osób ? No cóż kolejka nie była mała, ale udało mi się przebrać jako druga. Włosy spięłam w wysokiego, luźnego koczka i zeszłam na dół. Poczekałam na resztę i gotowe wyszłyśmy całą grupką na dwór. Konie nadal stały w swoich boksach. Dodatkowo Matt doprowadził nasze nowe dwa nabytki : Alternative Way’a & Chaos’a Amir’a. Wprawdzie były to ogiery z krwi i kości, ale na tyle grzeczne że zdecydowałyśmy iż to właśnie one pojadą na kąpiel… Stajenni pomyśleli również o zadbaniu o nasze pieszczochy. Elegancko wyczyszczone miśki, stały w letnich derkach, rozglądając się ciekawsko. Wprawdzie musiałyśmy odczekać aż inne koniska będą gotowe do siodłania, jednakże obserwacja innych była na tyle ciekawa, że czas ten minął bardzo szybko :) Przyniosłam sprzęt Chaosowi i powoli zaczęłam go ubierać. Stał grzecznie, najwyraźniej myślał że nie wiedziałam iż po kryjomu przeszukiwał moje kieszenie w poszukiwaniu smakołyków. Sprawnie założyliśmy ogłowie z wytokiem i przeszliśmy do dalszego ubierania. Musiałam mu założyć siodło od Magnetica, ponieważ jego było strasznie nie wygodne. A dodatkowo siodło w które został ubrany było rajdowe i przystosowane do zawieszenia małego bagażu, co ułatwiało całą sprawę… Na koniec ochraniacze, mała sakwa do siodła i gotowe. Zabrałam swój toczek, bat i kilka potrzebnych drobiazgów które wylądowały w torbie. Zawiązałam koszulę żeby mi nie przeszkadzała, po czym rozejrzałam na jakim etapie są inne dziewczyny. Wszyscy mniej więcej powoli kończyli, dlatego zabrałam ogierasa na dziedziniec gdzie czekała już Ven i Ruska ze swoimi wierzchowcami. W między czasie spryskałyśmy konie preparatem od owadów, a gdy reszta kobietek dołączyła – pozapinałyśmy toczki i powskakiwałyśmy w siodła. Moja współwłaścicielka podpięła również Altkowi niedużą torbę podróżną, gdzie kilka dziewczyn wrzuciło swoje pierdoły, część trafiła do mnie a reszta do Draculi który również zabrał malutki bagaż. Byłyśmy gotowe – mogłyśmy jechać. Ustawiłyśmy się w zastęp ( Chaos na czele, następnie Alternative, Imperial Magnum, El Presidente, Stellaluna, Bailarina i na końcu Dracula ) i ruszyłyśmy stępem brukowaną alejką. Na pierwszym rozwidleniu zastęp skręcił w prawo na polną drużkę w kierunku lasu. Konie szły ożywione, Dracula z tyłu parskał żwawo, Imperial Magnum co chwilkę cicho rżał, ale było spokojnie. No cóż.. Miały iść tylko wałachy i klacze a tak się złożyło że był jeden wałach a reszta ogierów xD W sumie my też wzięłyśmy ogiery… Nie przemyślałyśmy do końca tej wycieczki. Jednakże wszystkie ogiery miały założone mocniejsze wędzidła i wytoki, a dodatkowo dosiadały ich wspaniałe amazonki więc… Gdy wjechałyśmy w las, ogarnął nas miły chłód. Po kilkuset metrach drzewa przerzedziły się i wyjechałyśmy na większą ścieżkę. Wszystkie wyraziły chęć do zakłusowania, dlatego pogoniłam achała do szybszego chodu. Mój Amir zachowywał się ospale i nie były mu głupoty w głowie, klacze szły grzecznie, nawet wałaszek się uspokoił i dreptał równym tempem. Po pewnym czasie wjechałyśmy na drogę poprzecinaną licznymi korzeniami, dlatego zwolniłyśmy do stępa.
- Daleko do jeziora ? – Zapytała gdzieś z tyłu Veronika.
- Jeszcze z jakieś 2 kilometry – uprzedziła mnie z odpowiedzią Ven.
- Będzie po drodze dobra droga do przegalopowania się ? – dosłyszałam gdzieś z końca zastępu głos Khaleesi.
- Za rogiem da radę – odpowiedziałam i przywaliłam bułankowi z palcata który wlekł się niemiłosiernie, a pchanie go na siłę przestało być śmieszne… Ożywił się i natychmiastowo wydłużył krok. Usłyszałam jak któryś koń z tyłu próbuje podkłusowywać, a inny rży cichutko i szybko drepcze w miejscu.
- No dobra, galopujemy.  Tylko bez wyłamywania się, bo będziemy mieć tu prawdziwą gonitwę. – powiedziałam żwawo, oglądając się do tyłu i dodałam łydki. Troszeczkę kłusa dla rozluźnienia i zagalopowanie za zakrętem. Wszystkie konie poszły równo, bez żadnych nieprzewidzianych sytuacji. Podgoniłam tępa na tyle żeby wszyscy się zmieścili, ale żeby też hucuły nadążały za swoimi większymi kolegami. Wyjechałyśmy z lasu i przejechałyśmy malowniczą alejką do jego drugiej części. Na horyzoncie pojawiła się niziutka kłoda, która musiała zostać powalona po ostatnich zlewach. Obejrzałam się do tyłu, dziewczyny albo machały mi ręką żeby się nie zatrzymywała, albo kiwały głowami że dadzą radę. W każdym bądź razie miała ona max. z 50 centymetrów, dlatego Chaos pokonał ją jakby była drążkiem. Venus zdążyła zrobić odstęp i również ładnie skoczyła. Zafira wolała ominąć drzewo, korzystając z kawałka luzu pomiędzy nim a krzaczorami. Reszta koni skoczyła, jednakże Stellaluna niebezpiecznie potknęła się, tracąc równowagę i prawie zrzucając jeźdźca. Na szczęście zarówno ona jak i Ruska wyszły z tego cało… Zwolniłyśmy i dałyśmy koniom trochę odpoczynku. Dalej skręciłam w piaszczystą aleję do której prowadził drogowskaz z nazwą zbiornika. Bo jakiś 15 minutach byłyśmy całe i zdrowe na miejscu. Zsiadłam z konia, rozsiodłałam go i podpięłam do lonży którą wyjęłam z sakwy. Przywiązałam go, a sama zrzuciłam ciuchy i nasmarowałam się olejkiem. Wprowadziłam go najpierw z ziemi a następnie za pomocą Esmeraldy zasiadłam na jego grzbiecie. Powolutku, wchodziliśmy coraz głębiej. Po chwili inne konie dołączyły do nas, rozkoszując się chłodną wodą. Chaos był po prostu w niebo wzięty! Po kilkunastu minutach wyszliśmy na ląd i uwiązałam ogiera na trawie, żeby wysechł. Sama poprawiłam włosy żeby mi się nie zamoczyły i weszłam do wody. Po kolei konie wychodziły ze zbiornika, a ich właścicielki dołączały do mnie. Trochę się pomoczyłyśmy, aż zaczęło robić się zimno. Zadecydowałyśmy o powrocie. Wytarłyśmy się, ubrałyśmy siebie i konie a następnie ruszyłyśmy w stronę stajni. Trasę pokonałyśmy samym stępo-kłusem, dlatego podróż trwała troszkę dłużej. Na miejscu konie zostały rozsiodłane i oddane pod opiekę stajennych. My udałyśmy się do domu, gdzie nasza gosposia przygotowała kolację. Nagle rozległa się muzyczka, którą Ven miała ustawioną jako dzwonek. Odeszła od stołu i wróciła po kilkunastu minutach.
- Za jakąś godzinkę przyjedzie dwóch spóźnionych gości. – Oświadczyła. Na widok naszych min z wyraźnym znakiem zapytania dodała; – Dziewczyny z winter-mist.
Około godziny 21 na teren Summer-Berry zajechała jeszcze jedna przyczepa. Konie trafiły do stajni, dziewczyny otrzymały poczęstunek i dostały swój mały, dwuosobowy pokoik na parterze. Razem do późna oglądałyśmy telewizję, aż śpiące udałyśmy się na odpoczynek. To był udany dzień:)