Fakir stał ubrany przed stajnią. Poszłam jeszcze tylko powiedzieć Antkowi, że jadę na trening rajdowy. Antek oświadczył jednak że jedzie ze mną i nie czekając na moją odpowiedź zabrał kantar Summer Wine i poszedł na wybieg. Po chwili wrócił prowadząc kasztanka. Przywiązał go obok Fakira i zaczął czyścić. Poszłam do siodlarni po siodło i ogłowie, a następnie zabrałam się za czyszczenie kopyt wałacha. Gdy był już gotowy zarzuciłam siodło na jego grzbiet, a Antek założył mu ogłowie. Praca zespołowa. Odwiązałam Fakira i wsiadłam na jego grzbiet. Antek po chwili już też siedział na Wine i ruszyliśmy stępem na łąkę. Oba araby były podekscytowane terenem. Z ulgą stwierdziłam, że Wine ta przerwa w treningach wyszła na dobre. Na łące ruszyliśmy kłusem. Fakir jechał jako pierwszy, Wine za nim. Kasztanowaty wałach wciąż parskał i najeżdżał na zad siwemu, który postanowił widocznie go ignorować. Na końcu łąki przeszliśmy do stępa i zjechaliśmy w dół. Tam ponownie ruszyliśmy kłusem, bo droga była płaska. Fakir szedł spokojnie przed siebie dość szybkim tempem. Wine nie miał jednak problemów z nadążeniem. Po kilku minutach znów przeszliśmy do stępa i skręciliśmy ze ścieżki w las. Fakir nasłuchiwał ptaków, a kasztanek co chwilę podkłusowywał. Gdy ponownie wjechaliśmy na ścieżkę ruszyliśmy galopem. Starałam się trzymać Fakira tak, żeby za bardzo się nie rozpędzał, ale już po kilkunastu krokach stwierdziłam, że to na nic i pozwoliłam mu galopować. Jechaliśmy tak bardzo długo, po drodze skacząc przez kilka przewróconych drzew. To, że Fakir świetnie skacze wiedziałam już od dawna, ale skoki Wine były dla mnie zaskoczeniem. W końcu musieliśmy przejść do kłusa, bo droga stała się zakorzeniona. W końcu przeszliśmy do stępa i podjechaliśmy pod górę. Znaleźliśmy się na naszej łące, na której jeszcze raz sobie zagalopowaliśmy. Oba konie były prze szczęśliwe. Przy końcu łąki przeszliśmy do stępa i pojechaliśmy do stajni. Tam rozsiodłaliśmy konie i umyliśmy im nogi na myjce. Następnie puściliśmy je na wybieg.