Minęło południe, więc postanowiłam znów zabrać się za robotę. Pobiegłam do stajni, po drodze zgarniając też Liv i zagnałam ją do sprawdzenia kopyt Cookie, Flumusia, Blade, Polaroida i Barbóra. Gdy to zrobiła, weszłam do siodlarni, zabrałam stamtąd dwa kantary sznurkowe, dwie linki, bat do lonżowania i kazałam jej zabrać na koło French Cookie. Gdy wyprowadzała klacz, ja zdążyłam już dojść na roundpen. Liv zdjęła Cookie kantar, a ja zaczęłam już pracę z nią. Liv stała za kołem i obserwowała mnie, gdyż nadal jeszcze uczyła się komunikacji naturalnej z koniem. Po przelonżowaniu jej, gdy była już odpowiednio rozgrzana, założyłam jej kantar i rozpoczęłam odczulanie na bata. Chwyciłam linkę do lewej ręki, prawą zaczęłam uderzać batem w odległości około dwóch metrów od klaczy, przy czym mój wzrok spoczywał cały czas na ziemi. Przyjęłam pozycję pasywną i rytmicznie uderzałam w ziemię. Cookie, przerażona, zaczęła skakać i próbowała zerwać się z linki, ale ja nie zważając na to, cały czas za nią podążałam, trzymając, aby była odwrócona do mnie przodem i cały czas uderzałam batem w ziemię. W końcu klacz zatrzymała się, ja natomiast odwróciłam się do niej i batem pogłaskałam ją po kłębie. Wtedy usłyszałam głos Liv:
- Skoro ona tak bardzo boi się świstu, to dlaczego, gdy zaczęła uciekać, nadal świstałaś tym batem?
- Ponieważ ona ma prawo się tego bać - odparłam i przeszłam na drugą stronę klaczy - ale widząc, że ona ucieka, a bat cały czas śwista, lecz jednocześnie nic jej się nie dzieje, powoli zaczyna rozumieć, że to nic groźnego. Wiesz zapewne, że półkule mózgu konia nie współgrają ze sobą tak, jak nam się wydaje i właśnie dlatego, gdy koń odczuli się na jedną stronę, nie znaczy, że na drugą także będzie spokojny. Oto dowód - to mówiąc powtórzyłam ćwiczenie na drugą stronę. Klacz ponownie zaczęła uciekać, lecz tym razem nieco szybciej opanowała strach. Potem stanęłam na wysokości jej głowy i zaczęłam zarzucać bat na jej grzbiet i ściągać go, podobnie zrobiłam też z zadem, szyją i nogami, a następnie powtórzyłam ćwiczenie na drugą stronę. Cookie była bardzo spięta, ale już po chwili rozluźniła się i przeżuła, co jest równoznaczne z zakodowaniem nowej informacji w głowie. Zdjęłam jej kantar i przegoniłam trochę na kole. Cały czas szłam w jej stronę, wyprostowana, pokazując, że jestem wobec niej wrogo nastawiona. Klacz nie miała wobec ludzi walecznego charakteru, zatem praktycznie od razu schyliła głowę i skierowała wewnętrzne ucho w moją stronę. Widząc to, odwróciłam się tyłem do klaczy i kucnęłam. Po chwili poczułam na szyi ciepły oddech Cookie. Klacz zdała egzamin na szóstkę. Założyłam jej kantar i chwilę stępowałam, bo czym dałam znak Liv, aby przyprowadziła Blade - najtrudniejszego naturalnie konia w całej stajni. Dziewczyna kiwnęła głową i już po chwili wyszła ze stajni z piękną achałką. Oddałam jej Cookie, sama natomiast wzięłam do ręki uwiąz Blade. Zaczęłam od prowadzenia jej w ręku. Prowadziłam ją, trzymając uwiąz w prawej ręce, w lewej mając bat. Już po kilku krokach, klacz położyła uszy, zaczęła machać głową i próbowała mnie ugryźć. Nie czekając na dalszy rozwój sytuacji i miliardy ugryzień, trzasnęłam klacz w szyję. Ancient wspięła się i zaczęła mi grozić kopytami, jednak niewiele się tym przejmując, po raz kolejny uderzyłam w szyję i ściągnęłam ją na dół. Wtedy usłyszałam głos Liv:
- Przypomnij mi jeszcze raz, o co chodziło z tymi pomocami jako części ciała konia.
- No więc tak - zaczęłam, odwracając Ancient przodem do siostry - cały myk polega na tym, że koń nie może się przekonać o naszej sile, bo wtedy jesteśmy z automatu na przegranej pozycji. Moje nogi to przednie nogi konia, bijące, bat to nogi zadnie, zadające uderzenie kopniakiem, ręce do głowa, którą mogę szczypać, czyli gryźć.
- Okey, już pamiętam - odparła szybko Liv i dalej obserwowała moją walkę z dominującą klaczą. Następną próbą pokazania jej, że to ja dowodzę, było cofanie. Stanęłam przed Blade i uniosłam ręce, jednocześnie idąc w jej stronę i unosząc wysoko nogi, jakbym chciała ją kopnąć. Ancient od razu zadarła łeb do góry, ale cofnęła się kilka kroków, więc opuściłam ręce, nieco się zgarbiłam, przyjmując pozycję pasywną i pogłaskałam ją po szyi. Blade przeżuła, więc przeszłyśmy do następnego ćwiczenia. Zdjęłam jej kantar i wypuściłam na koło. Po dwóch kołach, klacz odwróciła się do mnie i znów próbowała mnie zdominować, kłapiąc zębami. Podeszłam do niej szybko, odwróciłam się tyłem i trzasnęłam w jej zad batem. Klacz odebrała to tak, jak miała, czyli jako kopniak, więc natychmiast odwróciła się do mnie przodem. Wtedy odezwała się Liv:
- Ty się nie boisz z nią tak walczyć?
- A czemu bym miała? Cały czas zapraszam ją do siebie, ale ona wieczne ma jakieś wąty. Nie chce mi towarzyszyć, bo uważa, że jest samowystarczalna. Uważa się za klacz przewodniczkę, a tymczasem ten tytuł należy do mnie. Jeśli nie chcesz, aby koń wszedł ci na głowę, po prostu porozmawiaj z nim po końskiemu. Dosłownie. Gdy zaczęła się do mnie szczurzyć, pokazałam jej jako przewodniczka, że za to dostanie kopa. Z Blade naprawdę nie ma zabawy, klacz ma tak mocny charakter, że jak się uprze, tak musi być - to mówiąc odgoniłam od siebie Ancient, która już próbowała mnie ugryźć.
- To na join up'a i follow up'a nie masz co liczyć, prawda?
- Myślałam o T-touch, ale Blade nie potrafi przyjąć nawet takiego masażu. Po prostu jest sama sobie szefem i denerwuje się, gdy ktokolwiek próbuje jej pokazać, że ma się podporządkować jako członek, nie dowódca stada.
- I dlatego robisz za klacz przewodniczkę.
- Tak, wychodzę z założenia, że nie chodzi o "musisz i masz", ale o "chcesz i możesz". Nie każę jej za mną iść, ale może to zrobić, lecz ja zachowuję pozycję lidera. Lidera, nie dyktatora. Dlatego właśnie Ancient sama w własnych myślach się pogubiła, bo ona zawsze była szefem, a teraz wymagam od niej uległości.
Potem popracowałam z klaczą jeszcze jakiś czas i zdecydowałam się na wzięcie w obroty jeszcze Barbóra. Liv przyprowadziła go, a ja wysłałam go na koło. Chwilę pogoniłam wałacha w join up. Barb niemal od razu schylił głowę i dał mi sygnał, że chce za mną podążać. Zrobiłam to samo, co z Cookie i zobaczyłam, jak wałach podbiega do mnie kłusem. Wstałam i ruszyłam przed siebie. Barbór szedł za mną jak pies. Zaczęłam biec, on kłusował za mną, gdy się zatrzymałam, natychmiast zaparkował tuż za mną. Odwróciłam się i pogłaskałam go, po czym wzięłam jedną linkę, zawiązałam ją tak, aby tworzyła krąg i wskoczyłam na wałacha. Najpierw chwilę stępowałam, potem zakłusowałam, zagalopowałam. Cały czas ręce miałam położone na udach i kontrolowałam go samą łydką i dosiadem. Po chwili zatrzymałam go i zsiadłam.
- To jest magiczne - westchnęła Liv - żeby nawiązać taką więź. To jest ten moment, kiedy zdajesz sobie sprawę, że twój koń cię kocha.
- Wiele z nim pracowałam i on bardzo mi ufa. Jego dawne lęki zniknęły, nie ma strachu w oczach. Bardzo się zmienił na lepsze dzięki jeździe naturalnej. Do tego samego zmierzam z Blade, ale sama widziałaś, że klacz jest bynajmniej uparta i całkiem niechętna do współpracy.
Chwilę postępowałam z Bambinem, po czym zaprowadziłam go do stajni i zajrzałam do boksu Flummoxa. Patrząc na siwka zaczęłam się zastanawiać, czy nie miałabym przypadkiem ochoty na chwilę szybkości.