Jak na listopad było bardzo ciepło, a w dodatku świeciło słońce. Lepszej pogody na Hubertusa nie mogliśmy sobie wymarzyć. Z samego rana wygoniliśmy wszystkie konie ze stajni na pastwiska, żeby zrobić miejsce dla uczestników Hubertusa. Następnie sprzątnęliśmy siodlarnię, w której wiecznie panuje niesamowity bałagan, oraz zamietliśmy korytarz i umyliśmy okna, żeby stajnia jako tako wyglądała.
Około godziny 8.00 zaczęli zjeżdżać się uczestnicy. Jako pierwsza przyjechała Hannah z siwym arabem Baloo Classic. Ogier zachowywał zupełny spokój gdy dziewczyna wyprowadzała go z przyczepy i wprowadzała do zupełnie nieznanego mu, nowego boksu. Następnie przyjechały Ruska i Boksi ze swoimi końmi - quarterką Inayą oraz hanowerką Hellfire. Szczególnie na widok tej drugiej ucieszyłam się, gdyż był to kiedyś mój koń. O ile Inaya zachowywała spokój i tylko rozglądała się na boki, to Hellfire złościła się i niecierpliwiła. Dziewczyny odprowadziły konie do boksów, a ja powitałam kolejnych gości. Tym razem po naszej cudownej wyboistej drodze jechał koniowóz z Estrella Stud. Agness wyprowadziła Elessara, który od razu zaczął rżeć. Akurat obok przechodził Antek z Miną, która odpowiedziała kasztankowi. No tak, w końcu to mamusia i synek. Na końcu przyjechała Miśka z izabelowatym arabem El Saleem, oraz Alex z hanowerką Californication.
Gdy konie poznały już jako tako nowe miejsce zarządziłam czyszczenie. Niektórzy wyszli z końmi na zewnątrz (co zalecałam), niektórzy zostali w boksach, a inni przywiązali konie na korytarzu. Ja sama przywiązałam Astrę na dworze i zaczęłam czyścic jej czarną sierść. Ogólnie konie zachowywały spokój, tylko Hellfire miała jakieś wątpliwości gdy Boksi czyściła jej brzuch, ale dziewczyna nie dała się zastraszyć. Po jakimś czasie wszystkie konie były już czyste, osiodłane i wystrojone. Ponieważ nie lubię ostrych zasad dotyczących wyglądu i ubioru, ustaliłam z zawodnikami, że zarówno ubiór jeźdźca jak i wygląd konia jest absolutnie dowolny. Niektóre dziewczyny miały białe bryczesy i czapraki, ale zdecydowana większość (w tym ja) postanowiła jechać w codziennym, choć czystym stroju.
Gdy wszyscy byli już gotowi wygłosiłam kilka zasad bezpieczeństwa, takich jak zakaz ciągnięcia za wodze innych koni, umyślnego powodowania niebezpiecznych sytuacji, zrzucania się z koni itd. Wszyscy zrozumieli, więc wsiedliśmy na konie i w losowej kolejności (Astra pierwsza, Mina ostatnia) pojechaliśmy na łąkę. Tam każdy we własnym zakresie przeprowadził rozgrzewkę w trzech chodach. Większość koni była przyzwyczajona do takich sytuacji, więc zachowywały one spokój, nie wyrywały się ani nie kłóciły z innymi końmi. Wyjątek stanowił El Saleem, który co chwilę kłapał zębami w różne strony.
Po skończonej rozgrzewce ustawiliśmy się w jednym miejscu, żeby rozpocząć gonitwę. Trochę się cykałam, głównie przez mojego konia. Astra była bardzo szybka i zwrotna, ale nie wiedziałam jak poradzi sobie gdy będzie musiała uciekać przed tak dużą liczbą koni. Zerknęłam na Antka na Minie, który odjechał trochę dalej, żeby mieć widok na całe stado koni. Jego zadaniem było pilnować czy każdy gra fair i w razie czego interweniować. Miał też rozpocząć gonitwę.
Zawróciłam Astrę i ruszyłam galopem. Po chwili usłyszałam jak Antek wydaje komendę do rozpoczęcia gonitwy. No, to dajemy. Astra szła szybko i dawała się łatwo prowadzić, więc wszystkie moje obawy zaczęły powoli znikać. W mgnieniu oka z mojej lewej strony pojawił się siwy arab. Zobaczyłam rękę wyciągniętą w stronę mojego ramienia, więc szybko osadziłam Astrę w miejscu i skręciłam ostro w prawo. Tym razem się udało. Astra potknęła się o jakiś korzeń, więc na chwilę zwolniła. Tę sytuację wykorzystała Miśka, która podjechała do mnie od przodu i musnęła palcami lisią kitę. Obróciłam Astrę tyłem do izabelowatego araba, modląc się w duchu, żeby nasz sędzia nie uznał tego za sytuację niebezpieczną. Albo nie zauważył, albo uznał, że niebezpieczeństwa nie było, bo nie zareagował. Zdziwiony El Saleem został z tyłu. Nagle tuż obok mnie jak z podziemi wyskoczyła Boksi i Hellfire. Moją pierwszą myślą było, że zaraz ten gigantyczny koń po prostu stratuje kuckę Astrę, bo jej nie zauważy. Hellfire jednak w niesamowicie zwrotny sposób wyhamowała i zagrodziła Astrze drogę. Boksi już wyciągała rękę w stronę mojego ramienia, kiedy z drugiej strony nadjechała Alex i Californication, zawadzając w zad kasztanki. Korzystając z zamieszania ostro skręciłam w lewo i uciekłam w wolną przestrzeń. Nie była ona jednak do końca wolna, bo zaraz zauważyłam Hannah i Agness. Hucuł i arab szły łeb w łeb, żeby na końcu rozdzielić się i zagrodzić Astrze drogę ucieczki z przodu i z prawej strony. W lepszej sytuacji znalazła się Agness, jednak nie udało jej się dosięgnąć kity, ponieważ Astra miała swój plan - wykręciła się i ruszyła galopem w drugą stronę. Chyba spodobała jej się ta zabawa. Pogłaskałam ją po szyi i pochwaliłam głosem. Nie było jednak czasu na zastanawianie się, bo do gry wkroczyła Ruska i Inaya. Obie klacze galopowały łeb w łeb. Z kolei z mojej drugiej strony nagle pojawiła się Alex i Californication, nie mogłam więc skręcić ani w prawo, ani w lewo. Przyspieszyć też nie szło, ponieważ Astra już i tak gnała chyba najszybciej jak potrafiła. Niewiele myśląc przytrzymałam klacz i osadziłam ją w miejscu zanim któraś z dziewczyn zdążyła sięgnąć po kitę. Inaya i Californication pogalopowały dalej, a ja w ostatnim momencie uciekłam przed Agness i Elessarem. Czułam, że Astra powoli traci siły, nie galopowała już tak chętnie i szybko. Nie miałam jednak czasu długo się zastanawiać, ponieważ w moją stronę nagle wyciągnęły się trzy dłonie. Znów byłam otoczona, tym razem przez El Saleema, Hellfire i Inayę. Astra znów popisała się kreatywnością i wycofała się prawie kłusem. Tak, kłusowała do tyłu. Uciekłyśmy szybkim galopem. Przejechałam obok Miny i Antka, który pokazał mi uniesiony kciuk. Zaczęłam się zastanawiać jak długo trwa już ta gonitwa. Nagle przede mną zmaterializowała się Hannah i Baloo. Zauważyłam ich zbyt późno i o ułamki sekund za późno zaczęłam obracać Astrę. Poczułam szarpnięcie w okolicach ramienia. Zerknęłam do tyłu. Hannah galopowała na Baloo śmiejąc się i trzymając w ręku lisią kitę. Usłyszałam gwizdek, który był umówionym wcześniej sygnałem zakończonej gonitwy. Wyhamowałam Astrę do kłusa. Była cała mokra, ale nie wydawała się być zupełnie bez sił. Z resztą wszystkie konie wyglądały podobnie.
Zebraliśmy się w jedno miejsce i odbyliśmy rundę honorową za Hannah i Baloo. Runda była krótka, bo nie chcieliśmy jeszcze bardziej męczyć koni. Rozkłusowaliśmy je jeszcze, rozstępowaliśmy i wróciliśmy do stajni. Tam rozsiodłaliśmy nasze wierzchowce, dokładnie wytarliśmy słomą i założyliśmy im derki. Tylko Mina nie dostała derki, bo ona przecież prawie w ogóle nie biegała.
Na koniec rozpaliliśmy ognisko i do późnego popołudnia siedzieliśmy przy nim jedząc ciepłe warzywa, jabłka, chleb, banany i inne (oczywiście) wegetariańskie przysmaki. W końcu trzeba było zbierać się do domu. Dziewczyny po kolei wstawały i szły po swoje konie. Ostatnia wyjechała Hannah, której jeszcze raz pogratulowałam zwycięstwa.