Rozwydrzyłam się… Saleem powinien trenować, tak jak cała reszta koni a ja już nie mam siły przez tą cholerną jesień -.-‘ Ahhh no nic pora do roboty i już podniosłam się, przebrałam i ruszyłam dzielnie w stronę stajni bo jeszcze konie w stajni przez marną pogodę. Cześć chodziła po karuzeli bo w boksie zbytnio je nosiło. Wyprowadziłam Salcia z boksu i dzielnie zabrałam się za czyszczenie. Szczotkowanie jasnego konia okres jesienny – utrapienie. Najpierw twarda szczotka, potem miękka, grzywa, przebrać ogon, kopyta… na końcu jeszcze przeczyściłam jego pyszczek miękką szczotką do pyska. Chyba pora na golenie koni niestety, przynajmniej tych prężnie chodzących. Derek nam nie brak maszynka sprawna, trzeba pomyśleć :) No to teraz ubieramy rumaka. Założyłam jego czarne ochraniacze, potem nauszniki, oczywiście granatowe, ogłowie, czaprak (jak się łatwo domyślić, granatowy), a na czaprak siodło, jako że kicamy ubrałam mojego ulubionego Prestiga. Moje maleństwo było gotowe, więc założyłam kask, rękawiczki, wzięłam bacik na wszelki wielki i wio, na halę, bo zimno i mało przyjemnie. Zapaliłam wszystkie światła, ale i tak wydawało mi się, że jest okropnie ponuro. Wsiadłam na Saleema. Ogierek był bardzo spokojny, żeby nie powiedzieć, że leniwy, kiedy robiłam cuda na jego grzbiecie wszystko poprawiając i milion razy musiałam zsiadać i poprawiać i na nowo i w kółko. Jak na arabka i to dość temperamentnego był dziś wyjątkowo wyluzowany. To pewnie przez tą jesienną pogodę :( Gdy skończyłam musiałam przerwać jego drzemkę. Ma trenować, nie spać. Strasznie się ociągał, więc dostał ode mnie kuksańca łydką, na co ruszył trochę żwawiej.
Po kilku minutach stępa pogoniłam małego do kłusa. Ruszył żywiej niż stępem, ale łydę musiał dostawać regularnie. Strasznie się rozleniwił. Ale po jakimś czasie już się rozbujał i wrócił prawdziwy Salemik :D Robiłam różne ćwiczenia, wolty, półwolty, slalomy, przechodzenie przez drągi i cavaletti… Saleem był bardzo skupiony i chętnie współpracował. Był dziś wyjątkowo giętki na obie strony i ślicznie podciągał nogi na drągach i cavaletkach. Jak już był rozkłusowany, zagalopowałam, najpierw na prawą nogę, potem na lewą. Hala jest duża więc mieliśmy gdzie porobić sobie dodania i skrócenia w galopie, oraz pomniejszanie i powiększanie kól. Dorzuciłam kilka lotnych zmian nogi, nie obyło się bez jednego baranka na oznakę życia rumaka ale bardzo subtelnego ledwo wyczuwalnego w porównaniu do niektórych diabełków z którymi mam do czynienia :)
Kiedy El się rozgrzał, nakierowałam go na pierwszą przeszkodę treningową – małą kopertę, tylko 70 cm. Skoczył bez problemu, mięciutko wylądował, kochany koń. Skoczyłam ją jeszcze parę razy na rozgrzewkę z prawej i z lewej nogi. Dalej szereg na skok – wyskok: koperta – 70 cm; stacjonata – 80 cm; oxer – 80 cm. Wszedł trochę za mocno, ale wyratował się w ostatniej chwili chłopak. Trzy ładne skoki, no, może przed oxerem się zawahał… Na zasadzie że chciał cyknąć foule ale nie miał gdzie i wybijał się chłopaczyna z daleka dość :) Ostatnia przeszkoda na rozgrzewce: doublebare – 90 cm. Najechał spokojnie, strzygąc uszkami. Skoczył dość spięty, coś go chyba niepokoiło… Po chwili dowiedziałam się co… w narożniku siedział nasz stajenny kociak i był dla nas słabo dostrzegalny dopiero jak bliżej podjechaliśmy. Zsiadłam szybko z Salcia wzięłam kociaka na ręce i położyłam na naszym legowisku dla zwierzaków na hali. Tam w najlepsze udał się spać, a my wróciliśmy do treningu. Mądre konisko, obroniło nas przed „strasznym tygrysem” :D
Czas na przejechanie „właściwego” parkuru, ustawionego w ten sposób:
1. stacjonata – 80 cm
2. stacjonata z płotkiem – 80 cm
3. oxer – 85 cm
4. doublebare – 90 cm
5. tripplebarre – 100 cm
6. szereg na skok – wyskok: stacjonata – 70 cm; oxer – 80 cm; stacjonata 90 cm
7. stacjonata ze straszakami – 110 cm
8. oxer – 100 cm
9. stacjonata – 105 cm
10. szereg na 2 foule stacjonata-oxer – 105 cm - 115 cm
Na stacjonatę najechał bez problemu. Skoczył grzecznie, bez wyrywania, ładny baskil. Stacjonata z płotkiem – popatrzył chwile nastawił uszka i poszedł z ładnym zapasem. Oxer troszkę za szybko, ale prawdopodobnie goniło go jeszcze po płotkach. Doublebarek go wyhamował bo był dość szeroki i już miał co chłopak skoczyć. Odbił się solidnie zebrał swoją siłę pędu w zadzie i na prawdę poczułam pod sobą maszynę do zadań specjalnych :) Tripplebarre – miał mocne zawahanie z daleka chciał już zwalniać i odpuszczać skok, może dlatego że dawno tripelków nie skakaliśmy. Jednak łydeczka z delikatnym bacikiem pomogła i poleciał jak samolot. Przez co w szereg wszedł trochę za szybko, bałam się konsekwencji, że wpadniemy w oksera, jednak po pierwszym skoku poczułam że odpowiada na moje pomoce i bardzo mocno się skrócił, dzięki czemu szereg poszedł wyśmienicie, jedynie delikatne puknięcie na pierwszym członie. Stacjonata ze straszakami wyniosła nas pod niebiosa, straszaki zadziałały ! Mogę śmiało uznać że było to bardzo ambitne ;). Oxer też ładnie, równo, spokojnie nic dodać nic ująć. stacjonatka – elegancko również w równowadze bez zawahania. Końcowy szereg – niestety nas pokonał troszkę, do stacjonaty brakowało trochę więc Sal zebrał się wcześniej przez co do oxera dużo brakowało, chciał dorobić foule i no rozbudowaliśmy przeszkodę niestety :/ Przeszłam do stępa i poprawiłam przeszkodę. Postanowiłam poprawić i tripla i szereg ostatni. Dlatego jako pierwszą skoczyłam stacjonatę ze straszakami na wyluzowanie, chyba odczuł w nogach pakowanie się w oksera, bo dawno mnie tak nad siodło nie wysadził jak teraz. Najechałam na tripelka, idealnie nam przypasowało, był mocno skupiony i dokładnie liczył do przeszkody, poszło nam jak po maśle :D No i finał jechaliśmy równym galopikiem, przed szeregiem Saleem odpalił wrotki jak szalony. Co niestety znów się zakończyło rozciągnięciem konia w szeregu brakiem odległości i stopą przed okserem… Kuuuurde, no dobra jeszcze raz, ruszyłam stępem, zakłusowałam skoczyłam sobie samego okserka „luźnego” który stał wypalił mocno na niego więc po skoku go zatrzymałam dostał mocną łydkę za karę i ruszyłam raz jeszcze. Zrozumiał karę i dojechał teraz bardzo ładnie do przeszkody. Zatrzymałam go parę Fouli po skoku. Poklepałam. Ruszyłam galopikiem i prosto na nasz nieszczęsny szereg. Saleem czekał teraz na mój sygnał do samego końca zdał się zupełnie na mnie. No i poszło pierwsza równo idealnie na czysto a nad okserem znów wysadził mnie solidnie w górę, bardzo bał się o swoje nóżki łobuziak kochany. Poklepałam rumaka. Na rozluźnienie pojechałam jeszcze z prawej i z lewej cavaletti zakręciłam kłusikiem 2 koła na luźnej wodzy i stępowałam. Przykryłam malucha derką i dałam smakołyka. Występowałam go 15 min aż wysechł i wyrównał oddech. Zsiadłam z maleństwa pogasiłam hale i poszliśmy do stajni. Rozebrałam bąbla i nałożyłam mu derkę żeby wyciągnęła pot z niego i żeby mi się kochany nie przeziębił. Przyniosłam w nagrodę po treningu marchewki, schłodziłam nogi i zrobiłam wcierkę regenerującą, pochowałam cały sprzęt i poszłam sama się ogrzać i nakarmić po jeździe :D