001. Teren z Zafirą w Estrella Sport Stable - 21.06.2016

Pary: Esmeralda i Rainstone, Antek i Quasimodo, Zafira i Ajmal Sahaab, Agness i Barbór, Valentina i Vincento Royal
Miejsce treningu: pobliskie lasy i łąki
Czas trwania: 1,5 h
Cel treningu: poprawa równowagi koni na trudnym terenie, rozluźnienie
~*~
Następnego dnia czekała nas wczesna pobudka. Gdy tylko budzik zadzwonił, wstałam, aby iść do stajni i sprawdzić, jak się mają wszystkie koniska. Ku mej radości także Rainstone, Quasimodo i Sahaab były w dobrym nastroju mimo zmiany otoczenia, więc gdy tylko wraz z Valentiną nakarmiłyśmy konie, wróciłam do domu, by obudzić naszych gości. Już chwilę później wraz z Val, Esmeraldą, Antkiem i Zafirą siedzieliśmy w kuchni, aby omówić trasę na dzisiejszy teren. Po śniadaniu i długiej rozmowie udaliśmy się do stajni, by powoli zacząć przygotowywać konie. Valentina uznała, że taki terenik przyda się Royal'owi, więc zaczęła oporządzać kuca. Spokojnie wyczyściliśmy wierzchowce, później je osiodłaliśmy i około jedenastej wyjechaliśmy poza teren ośrodka.
Ustawiliśmy się jakoś lepiej lub gorzej w zastęp. Na szczęście nie jechała z nami żadna klacz, więc nie musieliśmy brać tego pod uwagę podczas ustawiania Quasimodo i Sahaaba. Pojechałam więc z Barbórem jako pierwsza, za mną Esmeralda i Rainstone, później Antek i Quasimodo, Zafira i Sahaab a na szarym końcu Valentina na turbo kucyku ujeżdżeniowym. W takim ustawieniu opuściliśmy teren Estrelli.
Początkowo prowadziliśmy konie na długiej wodzy, szły ładnie spokojnym stępem. Pozwoliliśmy im się powyciągać, porozglądać po okolicy. Jechaliśmy po dość miękkiej ścieżce leśnej, nie było na niej ani jednego korzenia, więc konie mogły całkowicie zapomnieć o tym, że są w pracy. W taki sposób jechaliśmy przez jakieś piętnaście minut, aż w końcu zatrzymaliśmy się, by dociągnąć popręgi i zakłusować.
Wjechaliśmy na już nieco trudniejszą ścieżkę. Uznałam, że najlepiej będzie, gdy konie będą musiały pokonywać "góry i doliny" oraz jakieś trudniejsze dróżki, więc specjalnie obrałam wymagającą trasę. Przez pierwsze kilka minut nic się nie działo, konie szły bardzo spokojnie. Wtedy jednak zaczęły się terenowe przeboje. Na początek górka. Nie aż tak stroma, by przechodzić do stępa, dlatego zawołałam do reszty, aby poprowadzili konie powolnym kłusem i cały czas w prostopadle do wzniesienia. Barbór przez chwilę boczył się i chciał iść bokiem, ale wystarczyło mocniejsze ściągnięcie wodzy, aby ustąpił. Esmeralda i Rainstone poradzili sobie bardzo dobrze, podobnie Antek i Quasimodo. W końcu takie tereny to dla tych koni żadne nowości. Ajmal Sahaab miał troszkę problemu, jednak dał sobie radę całkiem nieźle. Tylko Turbo-Kucyk uznał, że górka jest zła, więc przechodził cały czas do stępa, jednak Valentina w końcu dała sobie z nim radę. Pojechaliśmy dalej.
Zjechaliśmy z drogi na wąską ścieżkę. Teren tam był dość trudny, bo liczne wzniesienia oraz stosunkowo miękkie podłoże bardzo skutecznie wyprowadzały konie z równowagi. Uznaliśmy, że najlepiej będzie, gdy każdy przejedzie przez tą ścieżkę samemu, na spokojnie i własnym tempem. Ja pojechałam pierwsza.
Uznałam, że łatwiej będzie, gdy dam Barbórowi dość luźną wodzę, bo wtedy nijak nie będę blokować jego naturalnej równowagi. Tak też zrobiłam. Miałam go na delikatnym kontakcie, ale nie uniemożliwiałam mu balansowania szyją. Przejechaliśmy całą długość bez jakiś wielkich problemów, w jednym tylko momencie wałach troszeczkę stracił równowagę, ale później szybko ją odzyskał. Następna jechała Zafira i Sahaab. Kasztanek nie radził sobie zbyt dobrze. W prawdzie pokonywał wzniesienia dość dobrze, jednak cały czas dość chwiejnie szedł. Udało mu się jednak i już po chwili stał obok nas. Załoga z Anarkii dała sobie radę bez najmniejszych kłopotów, a Valentina i Turbo-Kucyk... cóż, Turbo-Kucyk uznał, że sobie to pokona galopem. Ale dali radę!
Następnie dojechaliśmy na ładną ścieżkę do galopu, na której można było trochę zaszaleć i pogalopować dość szybko. Cóż więc, zagalopowaliśmy i przeszliśmy do półsiadu. Wszystkie konie natychmiast przyspieszyły kroku, Sahaab kilka razy mocniej machnął głową wyrażając swe wielkie zadowolenie z takiego biegu wydarzeń. Jechaliśmy galopem, wyjeżdżaliśmy zakręty, Zafira, Antek i ja przy każdym zakręcie powodującym zmianę kierunku ćwiczyliśmy luźną lotną. Przy końcówce ścieżki przeszliśmy do stępa i pozwoliliśmy chwilkę odpocząć naszym rumakom. Rainstone radośnie przeżuwał wędzidło. Tylko Quasimodo troszkę się boczył przez kilka minut, jednak zrzucaliśmy to na fakt, że wkoło latało dość sporo much końskich. Jednak gdy już oddaliliśmy się od tej ścieżki, trafiliśmy na ładną polankę. Kierowaliśmy się już w stronę stadniny, jednak postanowiłam pozwolić koniom na jeszcze większe rozluźnienie podczas spokojnej jazdy dowolnej na tej łące. Poradziłam uczestnikom, aby próbowali z końmi różnych ćwiczeń, choćby przejść, chodów bocznych, aby nauczyć je pracy ujeżdżeniowej na trudnym terenie. Sama starałam się zmusić Barbóra do tego, by wreszcie zrobił piękną woltę w galopie, ale cały czas wychodziło nam z tego raczej jajo wielkanocne. Tak to jest, jak najpierw pozwala się koniowi szaleć, a potem wymaga się pracy.
Po jakiś dwudziestu minutach uznałam, że najwyższy czas wracać do stajni. Zebrałam więc grupę, ponownie ustawiliśmy się w zastęp i ruszyliśmy stępem w stronę ośrodka. Konie były już dość zmęczone, więc daliśmy im spokój z kłusem. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy na miejsce.
Rozsiodłaliśmy konie, spłukaliśmy im nogi zimną wodą, a następnie wprowadziliśmy je do boksów, sami natomiast poszliśmy do domu. Wypiliśmy coś zimnego, a następnie zaczęliśmy uzgadniać szczegóły jutrzejszej pracy z ziemi.