003. Amatorski trening garrochy z Zafirą w Estrella Sport Stud - 19.07.2016

Pary: Esmeralda i Rainstone, Antek i Quasimodo, Zafira i Ajmal Sahaab, Brian i Golden Sea, Valentina i Brisa Nocturna
Trener: Agness
Miejsce treningu: hala kryta
Czas trwania: 1 h
~*~
Od samego rana praca w Estrelli wre. Dzisiaj przed nami trening  garrochy. Wstałam więc dość wcześnie, aby wyrobić się na umówioną godzinę. Miałam sporo czasu, więc zabrałam jeszcze Tesseract Flash'a na lonżę i dopiero wtedy wzięłam się za robotę. Zaczęło się dość dobrze. Wszyscy zjawili się w stajni i zaczęli czyścić konie. Sama wyczyściłam jeszcze z grubsza Arkenstone'a i Salvaje, a dopiero potem dołączyłam do grupy. Uznałam, że lepiej będzie, gdy pracować będziemy na hali - nie ma tam aż tylu czynników rozpraszających, więc konie będą mogły na spokojnie skupić się na pracy.
Rozgrzewkę pozostawiłam jeźdźcom. Zasugerowałam jedynie, aby w stępie i kłusie wykonali jakieś chody boczne, takie jak łopatka czy ustępowanie, by dobrze porozciągać konie oraz dodania i skrócenia w kłusie - również bardzo ważne ćwiczenie. Gdy każdy z koni zagalopował, uznałam, że czas wdrożyć ćwiczenia. Zaczęłam od tego, że wytłumaczyłam wszystkim, o co dokładnie chodzi, co to ta cała garrocha, a w tym czasie Alex i Eric posłusznie wnosili na halę kolejne tyczki.
- Garrocha wywodzi się z Hiszpanii, w regionach, gdzie nikt nie myślał ani o zawodach, ani o pokazach. Tamtejsze konie szkolone były, aby pracować. Pierwotnie ten styl jazdy miał na celu pilnowanie stada. Podobnie jak w westernie, nikt nie podejrzewał, że kiedyś stanie się to sportem. Aktualnie garrocha to nic innego, jak taniec. Koń musi dostosować się do tego, co robi jeździec, a jeździec kontrolować jednocześnie konia i tyczkę. To jeden z trudniejszych sportów, wymaga ogromnego kunsztu oraz zaangażowania zarówno od konia, jak i jeźdźca. Ważny jest spokój wierzchowca i kontrola. Musicie czuć, że kontrolujecie każdy krok swojego konia, jego zadnie nogi są waszymi. Cała praca z garrochą idzie od zadu. No ale po kolei - tu odwróciłam się i dałam chłopakom znać, aby każdemu wręczyli jedną tyczkę - z urzędu tyczkę trzyma się w prawej ręce. Podczas rozpoczęcia przejazdu bardzo charakterystyczne jest to, że tyczkę opieramy na prawym ramieniu, w ramach ukłonu zdejmujemy nakrycie głowy. Nawet jeśli tyczkę prowadzimy z lewej strony konia, trzymamy ją prawą ręką. Może najlepiej niech Brian i Golden pokażą wszystkim, jak powinna wyglądać garrocha, bo to nasza najbardziej doświadczona tutaj para - dodałam, zapraszając ich do siebie ruchem ręki. Brian wjechał na środek i zaczął pokazywać, na czym to polega. Kilka razy dodał do tego element czysto widowiskowy, to znaczy podczas cofania, aby zmienić kierunek, dał Sea sygnał do wspięcia się. Początkowo prowadził w stępie, raz pokazał chody boczne, później znowu zmiany kierunku. Największe wrażenie na wszystkich zrobiły zmiany lotne w galopie podczas zmian kierunku. Wtedy znowu zabrałam głos:
- Jak widzicie, garrocha to nic innego, jak po prostu specyficzny rodzaj ujeżdżenia. Możecie tu wepchnąć nawet piaffy czy pasaże. Nie są wymagane, ale ubogacają przejazd. Nad czym będziemy pracować? Nad tym, by koń zaakceptował tyczkę oraz to co nam się uda, to zrobimy.
Podczas, gdy nasi goście oswajali się jeszcze z tyczkami, a Ajmal nie rozumiał, dlaczego Zafira trzyma jakiś specyficzny kij, zaprosiłam do siebie Valentinę na Brisie. Klacz była już dobrze wyszkolona w kwestii garrochy, jednak nadal czegoś naszej karusce brakowało.
- Zad, zad i jeszcze raz zad. Za dużo ciężaru na przodzie - powiedziałam spokojnie, a Val dała luzytance mocniejszą łydkę. Gdy już weszły w rytm, zaczęłyśmy kombinować z figurami. Brisa ładnie kłusowała wkoło tyczki, był rozluźniona, ładnie wygięta, choć momentami Val miała problem z tym, by ustawić ją do wewnątrz. Sama doskonale wiem, że kontrolowanie konia jedną ręką wcale nie jest takie łatwe.
- Prowadź bardziej dosiadem, usiądź miękko, pozwól jej się prowadzić. Teraz skręcasz, nie ręka! Dosiad, tylko dosiad. Zawijaj zewnętrze biodro wokół wewnętrznej łydki, tak ją zepchniesz. Tak, lepiej, już lepiej - pochwaliłam ją. Na zakończenie poprosiłam ją o wspięcie z tyczką, co wyszło im nadzwyczaj dobrze. Brisa była skupiona i pewna siebie.
- Pochwal ją, galop na luźnej wodzy, kłus, stęp i kończymy - powiedziałam i zaprosiłam do siebie Zafirę na Ajmalu. Ogierek nadal nieco niepewnie zerkał na tyczkę. Poprosiłam Zafirę, aby okrążyła tyczkę. Nie było to jednak takie proste. Jak zawsze, gdy koń po raz pierwszy przystępuje do garrochy, nie jest w stanie całkiem skupić się na jeźdźcu. Uspokoiłam Zafirę i zaproponowałam kilka ćwiczeń. Ajmal gdy już trochę oswoił się z tym, że coś się za nim ciągnie, zaczął wykorzystywać jeszcze jeden trick. Przyspieszał, przez co Zafira nie była w stanie nadążyć z przekładaniem tyczki. Gdzieś już widziałam podobne zachowanie. Mój wychowanek, Caramelo! Identyczne sposoby!
- Mogę na niego wsiąść na chwilkę? - zapytałam, a Zafira skinęła głową i zsiadła. Podeszłam do Kasztanka i spokojnie wsiadłam na niego. Kilka kroków na przyzwyczajenie się do sposobu, w jaki nosił, po czym złapałam tyczkę. Od razu poczułam, że konik zaczyna uciekać od niej. Zatrzymałam go. Wymagałam powolnego stępa. Ajmalowi za nic się nie podobał ten pomysł, ale w końcu doszedł do wniosku, że chyba jednak nie wygra. Mistrzem jeździectwa może nie jestem, ale z różnymi końmi podczas garrochy się pracowało, więc uznałam, że będę tylko bardziej uparta, niż on. Kłus. Powolny kłusik. Tutaj wszystko poszło bez zarzutów, Ajmal szedł bardzo spokojnie. Uznałam, że nie będziemy na razie pracować w galopie. Nie był jeszcze na to gotowy. Oddałam konia Zafirze i wytłumaczyłam, w jaki sposób ma egzekwować od niego pracę z tyczką. To było dla nich obu czymś tak innym, że średnio dawali sobie radę. Teraz jednak Ajmal trochę już rozumiał, czemu tyczka go ogranicza, a Zafira powoli wchodziła w rytm. Po jakimś czasie byli już w stanie wykonywać płynne zmiany kierunku. Pochwaliłam ich i zaprosiłam parę z Anarkii. Na pierwszy ogień poszedł Antek i Quasimodo. Ogier również sprawiał wrażenie, jakby ta tyczka kompletnie mu się nie podobała, jednak Antek wykorzystując trochę swojej siły, na spokojnie go ustawiał. Powolny stęp, powolny kłus. Szło im bardzo dobrze. Mieli jednak jeden tylko problem, to znaczy skręcanie. Antkowi ciężko było skręcać ogiera tylko jedną ręką. Przyjrzałam się temu dokładnie i trochę poprawiłam jego ustawienie ręki. Próbował trzymać wodze porównywalnie do munsztukowych - lewa między czwartym i piątym palcem, prawa między trzecim i czwartym palcem. Zasugerowałam mu, aby prawą przełożył między drugi i trzeci. Ja zawsze tak jeżdżę garrochę, jest o wiele łatwiej. Ręka ułożona jak w westernie. Teraz radzili sobie już bez zarzutów, zważywszy na to, że to ich pierwszy taki trening. Wtedy przyszła kolej na Esmeraldę. Oboje z Rainstonem wyglądali na bardzo skupionych. Wałach co jakiś czas zerkał na tyczkę, zastanawiając się, co to takiego i co to robi obok niego, ale... ze wszystkich koni naszych gości wykazywał się największym spokojem. Zapewne to dlatego, że chodzi TREC, a tam nie takie rzeczy się zdarzają. Esmeralda do jakiś czas głaskała tinkera lewą ręką po szyi, cały czas starając się prowadzić go wkoło tyczki przeróżnymi sposobami. Mieli trochę problem ze zmianą kierunku, gdy tyczka jest od strony zadu, ale to niewielki problem. Wałach zdawał się być całkiem rozluźniony, choć ustawienie jego głowy pozostawiało sporo do życzenia. Po jeszcze kilku zmianach kierunku i jakiś tam figurach uznałam, że wystarczy na jeden dzień.
Po zakończeniu treningu rozsiodłaliśmy konie i umyliśmy je, bo dzień był gorący, a one spocone. Nie dlatego, że ciężko pracowały, ale dla naszych nowicjuszy sam kontakt z tyczką był dość męczący. Sea i Brisa były jedynie wilgotne z wysiłku, bo znały już ten sposób pracy. Całej piątce koni przemyciłam w nagrodę jakiegoś smakołyka, a następnie zaprowadziliśmy konie do boksów. Po oporządzeniu rumaków wróciliśmy do domu, gdzie zapytałam uczestników, co sądzą o dzisiejszym treningu i samej w sobie dyscyplinie.