Potruchtałam w kierunku stajni po Tropicala którego miał mi przygotować Matt. Na dworze pogoda nie sprzyjała treningom na świeżym powietrzu. Nie ustająca mżawka zraszała teren Summer Berry już od rana i nie zapowiadało się żeby miła ustać… Zabrałam gotowego ogierasa na hale, która była jedynym suchym miejscem. Deszcz głucho dudnił o sklepienie pomieszczenia a wiatr huczał na zewnątrz. Arabowi jednak to nie przeszkadzało. Był pobudzony i gotowy na pracę pod siodłem… Dostosowałam sobie strzemiona, podpięłam popręg i zasiadłam w siodle. Muszę przyznać że nie lubiłam siodeł ujeżdzeniowych, ale jak mus to mus. Dodałam mu lekką łydkę i wysłałam pod ścianę. Od samego początku szedł żwawo i zaczął schylać głowę. Okrążenie swobodnego i zaczęliśmy kręcić wolty. Próbował schodzić do środka, jednak po kilku nieudanych próbach – poddał się. Zmiana strony przez ujeżdzalnie i wszystko jeszcze raz. Ruszyłam kłusem i rozgrzałam go na boczki w tym chodzie. Kolejnym ćwiczeniem było zbieranie ogiera na krótszych ścianach i wydłużanie kroku na dłuższych bokach. Już po pierwszej próbie załapał o co chodzi i praktycznie sam odwalił za mnie robotę. Pochwaliłam go i pozwoliłam zwolnić. Pół wolty i kolejne zakłusowanie. Tropicalowi brakowało płynności. Widać było że jego reakcja jest opóźniona, co na najbliższych zawodach zepsuje mu przejazd… Podgoniłam mu trochę tempa i w najbliższej literce zatrzymałam do stój. Prawie było dobrze. Jeszcze kilka powtórzeń i zaczęło nam wychodzić. Dałam mu trochę odsapnąć i zaczęłam ćwiczyć nową konfigurację która wyglądała tak : stój – 5 kroków stępa – 5 kroków kłusa – 5 kroków galopu – 5 kroków kłusa – 5 kroków stępa – stój. Siwy naprawdę się starał, dlatego po którymś razie z kolei mu odpuściłam. Na koniec trochę galopu. W kołach tracił równowagę, nie był pewny. Wiedząc jak to się może skończyć przegalopowałam go tylko po zewnętrznej. Rozstępowałam i do stajni pod myjkę.
- Ooo, patrz Matt. Słoneczko wychodzi. Chyba jeszcze trochę popracujemy – uśmiechnęłam się i wróciłam pełna energii do domu.